Galeria twarzy (16): choćby nie wiem co, byle nie do szpitala
Powiem oczywistą oczywistość: ludzie są różni. Hurra.
Kolejna oczywista oczywistość: zawsze znajdziemy kogoś, kto zachowałby się tak samo jak my w danej sytuacji.
Ostatnio rozmawiałam w Jadłodzielni z babeczką po przemijającym udarze i okazało się, że nasze zachowanie w pierwszych chwilach udaru, było superpodobne. Inaczej to przechodziłyśmy - ja byłam ścięta z nóg i od razu i sama nie byłam w stanie nic zrobić, u niej symptomy rozwijały się powoli. Jedno nas połączyło. Myśl
nieeeeeeeeeeee, nie trzeba lekarza.
U niej jestem to w stanie trochę zrozumieć. Dla osoby, która nie miała do czynienia z udarami, słabość rączki to nie jest tak wiele.
U mnie - boże, jaką kretynką musiałam być. NIe mówiłam, nie mogłam wstać, byłam zdezorientowana, a i tak próbowałam mówić "nie pogotowie, zaraz mi przejdzie". Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Ona miała podobnie. Mimo że mówili jej "idź do lekarza", nie chciała, dopóki sytuacja nie była faktycznie groźna.
Ok, przynajmniej sama o tym zadecydowała. Ja tylko mogłam mówić "ryż jest na gazie", "nie chcę iść do lekarza". No, podejrzewam, że gdyby mnie zrozumieli, to bym tu nie pisała. Nie było zbyt mądre:)
I zorientowałam się, że w tym coś jest.
Jest mnóstwo ludzi, którzy mogą sobie złamać kręgosłup i będą krzyczeć, że nie chcą do szpitala.
Znam też takich, którzy z każdym bólem paznokcia jechaliby na SOR.
*** chwila przerwy na namyślenie. ***
Teraz, po napisaniu tej notki, mam wrażenie, że już ją kiedyś napisałam. albo bardzo podobną. Ale ta rozmowa ostatnio coś we mnie otworzyła.
Mówienie "nienienienienie" kosztuje nas zdrowie:)
Wciąż wiemy zbyt mało i sami nie potrafimy ocenić tego, co się z nami dzieje. Jakby, hmmm. Podejście "nie ma mowy, pogotowie nigdy w życiu" widzę zbyt często. I często o nim myślę. I tak sobie myślę, że gdybym słuchała sama siebie za każdymr razem, to mogłabym być już bardzo mocno niepełnosprawna. Albo nieżywa.
Plus wiecie, ta słabość rączki i nóżki nie jest jakoś mocno specyficzna. Dlatego dalej z każdym bólem nie lecę na pogotowie, ale raczej słucham innych. Jak ktoś mnie tam wysyła, to po prostu jadę. Milion niepotrzebnie przesiedzonych na SORze jest trochę lepsze niż miliard mocno niepełnosprawnych godzin na wózku inwalidzkim.
Prawda?
Dodaj komentarz!
Miałam tak samo. Była Wigilia. Z godziny na godzinę coraz gorzej się czułam, ale do szpitala nie chciałam jechać. Nie chciałam też znajomym psuć świąt. Nie ważne, że miałam zawroty głowy, zacinalam się przy mówieniu,miałam zdretwiala t lewa stronę ciała, słabszą rękę i nogę, których nie czułam. Czekałam aż samo przejdzie. Nie przeszło. Przeczekalam do wtorku. We wtorek poprosiłam znajomego, żeby mnie zawiózł do szpitala. wniosek jest taki: nie czekajcie, aż samo przejdzie, gdybym trafiła wcześniej do szpitala, to być może nie była bym niepełnosprawna.
Odpowiedz
Jacy mi dziwni jesteśmy, że to wdrukowane "nie chcę do lekarza" podszywa się potem pod "intuicję", "wiem lepiej", "słucham przecież siebie" .... A to oooops, oszustwo! Trick umysłu! Lęk może. Zamykanie oczu?
Odpowiedz
Dziękuję Ci za ten tekst. Chyba go sobie wydrukuje i powieszę w ramce na ścianie. Sama nie widzę efektu wow jak wtedy kiedy obudziłam się pewnego dnia rano w szpitalu w Piaskach i nagle sama zawiązałam swoje buty albo kiedy lewa ręką była w stanie wykonać gest "fuck you" i pokazywałam go z uśmiechem prawie każdemu. Sytuacji nie polepsza fakt, że zawsze byłam bardzo krytyczna wobec siebie i rzadko kiedy z siebie zadowolona. Postaram się obiecuję, może dzisiejszą wiosna mi to ułatwi, w końcu od zawsze działam na baterie słoneczne. A może zbliżający się ślub... Buziaki serdeczne
Odpowiedz