Dycha! 10 udarowe urodziny. Co (i czy) się zmieniło na lepsze?
Mój brat ostatnio stworzył cudne słowo na udarowe urodziny, rocznicę udaru. Przeżyciny :D Przepiękne! Zwłaszcza że udar jest, można powiedzieć, do rzyci ;)
Eniłej.
Dziś mija 10 lat od mojego pierwszego udaru.
Tego dużego udaru.
To zwykle dla mnie trudny dzień. Mierzę się w nim z bilansem "zysków" i strat, bolesnymi zmianami, dzieleniem życia na "przed" i "po". Jednocześnie to niewiele zmienia. Przeżyciny się kończą i nadchodzi kolejny dzień, lekceważąc sobie moje bolesne przekminki, które w tym roku krążą wokół tematu żałoby, straty i tożsamości. Mojej tożsamości, jakby co ;) Duże słowa, co?
Generalnie ten 21 grudnia nie jest dla mnie świętem wesołym. Nie jest też świętem negatywnym. Jest czymś na maksa trudnym, kiedy bardziej dopadają mnie tęsknoty i poczucie straty. I jeszcze bardziej niż na co dzień wkurwia mnie wciskanie samej sobie pozytywnomyśleniowego bullshitu. Trochę tak, jak powiedział doktor Myszka: "wdzięczna? A niby za co miałaby być pani wdzięczna? Za udar?".
Mam tyle w głowie, że to trudne do ubrania w słowa. A ponieważ to dekada, zero na końcu, okrąglutka roznica, dużo więcej o tym wszystkim myślę. I jest też trudniej niż rok, dwa, trzy lata temu. Jakbym sobie powiedziała jakiś czas temu, coś w stylu "okeeeej, pobumeluj sobie te 5-9 lat, ale na dyszkę już będzie z tobą po staremu". Nie jest. I nie będzie. A ja nadal żyję sobie w uświadomionym złudzeniu. Złudzeniu o sobie, ale też o świecie.
A ponieważ te miesiące na przełomie lat to jednak było cięcie, nie ewolucja, dziś nie ma miejsca na żadne panta rhei. Dziękuję, proszę, rozejdźmy się w pokoju.
Mimo tego wisielczego humoru chcę jednak napisać (w większości przekopiować, przyznaję) listę rzeczy, które zmieniły się w moim życiu na lepsze od udaru. Bo są i takie. I nie chcę pozostawiać nikogo, w tym siebie, z poczuciem, że udar to koniec świata.
Ok, jest on bliżej niż dalej końca świata, ale jednak można i z niego coś wyciągnąć. Nawet jeśli są to krople w morzu.
ZATEM:
- Znalazłam typa, z którym chcę spędzić życie, a nawet:
- Zaręczyłam się z nim ;)
- Mam psa swojego – niestety Tara zamieszkała u rodziców i nie chcą jej oddać. Mam też nowego pieska rodziców (czyli mojego, nie oszukujmy się, dużo u nich spędzam czasu) :D
- Pracowałam w miejscu, które uwielbiałam, które dodało mi mnóstwo wiary w siebie. Teraz też pracuję w fajnym miejscu, takim akurat dla mnie – niewiele stresu, nikt nie traktuje mnie jak szpiega gospodarczego.
- W swojej obecnej pracy mogę bez wstydu powiedzieć, że mam zap.erdol na Fejsie :D
- Mam ekstra szefową (nie ma adresu bloga, więc mogę być szczera).
- Wyprowadziłam się od rodziców. Potrzebuję coraz mniej ich pomocy.
- Nauczyłam się podstaw robienia na drutach.
- Rzuciłam fajki,
- Zlikwidowano mi dziurę w sercu, o której dowiedziałam się w wyniku udaru. Kochani, lepiej wcześniej niż później!
- Naprawiam po kolei wszystko, co we mnie popsute, od zębów, przez hormony, po paznokcie,
- Blog daje mi nieustająco mnóstwo satysfakcji. Nawet jeśli tego ostatnio nie widać, bo ostatnio nie piszę... Pierwszy raz w życiu to czułam w życiu.
- Myślę, że pomogłam wielu osobom swoim blogiem,
- Poznałam kilka fajnych osób,
- Wiem, czemu jestem nadwrażliwa na słońce,
- Znalazłam cudowną, fantastyczną psycholożke (loszkę hehe), i mam wrażenie, że praca z nią faktycznie mi daje efekty.
- Nauczyłam się hiszpańskiego w stopniu komunikatywnym. Sama. Do tego stopnia, że komunikowałam się ze współlokatorem po hiszpańsku. Liznęłam też trochę arabskiego (już nie pamiętam wiele, tak było, serio!), teraz, ze względu na to, że mój chłop jest Nepalczykiem, próbuję od czasu do czasu z nepalskim. Yo bandar murha cho (co oznacza nie mniej, nie więcej niż "ta małpa jest głupia").
- Nie muszę odwozić babci do sklepów;) zakaz jazdy samochodem jest okropny, ale to jest plus;)
- Mam kolekcję figurek kóz.
- Lepiej rozumiem innych.
- Pozbywam się rzeczy, zamiast je gromadzić, a przynajmniej się staram.
- Znowu doceniam bycie na łonie natury. Covid to spotęgował. Czasem idę do parku, kupuję kawkę i udaję sama przed sobą, że to kawiarnia, do której poszłam z psem. Jak w filmach;)
- Mam hamak! U rodziców, ale korzystam!
- W coraz mniejszym stopniu polegam na pomocy innych.
- Mam Netflixa! I HBO MAX. I tego płatnego Amazona – jest co oglądać ;)
- Spędziłam na Cyprze mnóstwo czasu.
- Narandkowałam się na całe życie. Przynajmniej mam taką nadzieję :D
- wiele lepiej stawiam granice.
- Piję niewiele alkoholu.
- Piję sporo wody.
- Zaczęłam strzelać. I skończyłam, ale mam nadzieję, że wrócę na strzelnicę.
- Choć nie jest łatwo, moja filozofia „nie ma sprawy” daje pozytywne efekty.
- Zrobiłam sobie tatuaż,
- Mam nieźle dobrane psychotropki. Depresję mam już raczej pod kontrolą.
- Uczę się odpuszczać samej sobie.
- Realistyczniej patrzę na życie.
- Więcej myślę o sobie, mniej o innych.
- Ułatwiam sobie życie, zamiast je komplikować.
- Nie kupuję już ton książek, tylko starannie wyselekcjonowane tytuły (głównie o mózgu;p)
- Płacę za mieszkanie kilka razy mniej (dzięki, mamo i tato!).
- Ważę najmniej od studiów (witaj nadwago, żegnaj otyłości).
- Wróciłam na studia! <3
- Siedzę teraz w mieszkaniu z wieloma kwiatkami.
- Doceniam Szczecin bardziej niż kiedykolwiek. Nad jezioro jadę tramwajem, a do dużego paku mam kwadrans na nóżkach, a i tak widziałam tu 2 razy już Nigela Kennedy"ego, w tym ostatnio i dalej uważam, że jest mistrzem.
- Śpię więcej.
W tym roku kończę moją Wikusią. Nie mam w tel zdjęcia z obydwoma szczurami bo tel mi siadł, ale kogo na co mi to, komu to potrzebne?
Chcę też przeprosić. ZAWSZE PRZEŻYWAM URODEPRESJĘ, tylko od dziesięciu lat dwa razy w roku.
Traktuję was wszystkich tutaj jak przyjaciół, jestem najczęściej do bólu szczera, niezależnie czy chodzi o sikanie w majty, zastrzyki, czy bezwstydne chwalenie. Się.
I tłumaczę czemu jest mnie tutaj tak mało. Większość z rzeczy, o których myślę i piszę jakoś nie zasługuje na osobny tekst na blogu, więc więcej jest mnie na insta i facebooku. Sorry not sorry. Przecinek postawcie tam, gdzie wam wygodniej ;)
Dodaj komentarz!