Droga od placka do nieplacka :)
Jest tak.
Mam ogromne jojo. Wagowe jojo. A z jojo walczy się na maksa trudno... Chyba trudniej niz za pierwszym razem. Bo (niestety) - jojo odbiera troche duzo nadziei. No, ale moja waga to tylko część tego, o czym chcę opowiedzieć. Bo chcę wam powiedzieć, że się splackowałam.
Zasiedziałam. Zaszyłam w domu w niewygodnym fotelu, w którym właśnie siedzę. Praca, sen, praca, sen, netflix, praca, sen. W międzyczasie spacery z Tartą i jedzenie. Splackowanie.
Mój narzeczony też jest plackiem. Pracuje mnóstwo, przez to nie chce wychodzić, jest zbyt zmęczony, żeby cieszyć się życiem (dziś go zmuszam do pójścia do kina. Pierwszy raz od... Już nie pamiętam od kiedy). Zbyt zmęczony, żeby cieszyć się życiem.
No, ale postanowiłam coś zmienić. Zaczynamy od delikatnej siłowni (minęło półtora tygodnia i już leczę się z kontuzji), trochę dodam basenu. Wydłużę spacery z Tartą, przecież to sama przyjemność, mamy ładną jesień. Raz w tygodniu chcę zrobić coś dla siebie. Kino. Teatr. Wystawa sztuki. Wyjazd pod Szczecin. Restaurcja. Coś, co będzie fajne. Coś, co pozwoli mi poczuć, że żyję, a nie plackuję się. Taki jest plan.
Wyciągnęłam trickboarda i placek do ćwiczeń (dysk sensomotoryczny), żeby trochę się rehabilitować samodzielnie i ćwiczyć z Tarą.
Mam obawy, że nie starczy mi zapału. Dlatego chyba będę to wszystko wprowadzać powolutku, z pompą wchodzi tylko siłka (bo karnet, poza tym chodzę z bratem). Ale i tak może mi nie starczyć zapału. Więc plan jest taki: idę jak z lokomotywą.
Najpierw powoli, jak żółw ociężale,
aż żeby stać się nie ciężką maszyną, zziajaną, zdyszaną, lecz fraszką, igraszką, zabawką, może nie blaszaną:)
Potrzebuję zmian. Większych, niż zachodzą. u mnie. Ale też fajnie byłoby, żebym miała wsparcie Arunka, który nie widzi potrzeby zmian, bo przecież pracuje Dla Lepszej Przyszłości, jakby tu i teraz nie było potrzebne.
Nie trzymajcie kciuków, bo wam zbieleją, potrzebuję tego na długo... Ale życzenia powodzenia chętnie przyjmę! :)
A co potem - zobaczymy.
Dodaj komentarz!
Trzymam kciuki aż mi zsinieją... Ja osiadłam na dużej dupie i ruszam się tylko po to żeby wyjść z psem. Dobrze, że jest. Nie znoszę jesieni i zimy. Czy jest słońce czy go nie ma. Ale z nowości... Wreszcie poszłam do endokrynologa (prywatnie oczywiście bo na nfz w Poznaniu btak terminów w tym roku). I co? Niedoczynność niedoczynnością ale lekarz podejrzewa Hashimoto. To trochę zmienia. Dieta już jest teraz koniecznością a nie opcją. Jestem w trakcie badań ale już postanowiłam zmienic system odżywiania. No i zmiana dawki leków plus suplementacja. Mam nadzieję, że wytrwam. Poproszę o kciuki też. Buziaki ??????
Odpowiedz