Czy po udarze mózgu można poznać nowych ludzi? Mój przypadek
W nadchodzący piątek będą walentynki. Daje mi to pretekst do przejrzenia wątków związanych z relacjami, w tym miłością a udarem. Pamiętajcie tylko proszę, że piszę z perspektywy całkiem niestarej babki, która ma potrzebę wychodzenia z domu i nawiązywania nowych znajomości; ) Witam was zatem w Walentynkowym Tygodniu z Lewaczką (( ;
Na pierwszy ogień idzie nawiązywanie nowych kontaktów i relacji. Zatem:
Czy po udarze mózgu można poznać nowych ludzi?
Tu odpowiedź brzmi… tak.
Prawie wszystkie osoby z niepełnosprawnościami mają potrzeby takie, jak osoby nieobarczone tym smutnym problemem. Dotyczy to też osób po udarze.
Niestety całkowita niesamodzielność ogranicza nam przestrzeń do spotykania nowych ludzi, afazja uniemożliwia nawet komunikację przez Internet, ale ci, którzy nie są w tak okropnej sytuacji mogą, a wręcz powinni wychodzić do świata.
Zaraz po udarze czułam się wyrwana z życia, które wypełniali wcześniej ludzie i, prawdę mówiąc, raczej widziałam swoją przyszłość w samotności, niż pośród innych. Okazało się jednak, że to nie do końca tak. Że możliwość wychodzenia dała mi możliwość poszukiwania nowych znajomości. Zasadniczo znalazłam kilka dróg:
- Internet – grupy wsparcia, grupy o niepełnosprawności, itd.,
- Dołączenie do wolontariatu,
- Dołączenie do klubu sportowego dla niepełnosprawnych,
- Aplikacje randkowe (tak, tak),
- Lewaczka i, w końcu,
- Powrót na staż/do pracy.
Najłatwiejszy był, oczywiście Internet, nawet przy powolnym pisaniu udawało mi się znaleźć osoby do rozmowy. Uwierzcie, że z takich znajomości mogą wyrosnąć przyjaźnie, a nawet miłościJ
Wolontariat przyszedł po jakimś czasie. BARDZO brakowało mi znajomych, twarzy wokół i dołączyłam do szczecińskiej Jadłodzielni. Tam to było mnóstwo ludzi! Inni wolontariusze, osoby dzielące się żywnością i te, które po nią przychodziły. Mnóstwo. Niby bardzo męcząco (nie lubię zgiełku), ale przecież tylko 2 razy w tygodniu po 2 godziny. Potem odsypiałam, odleżałam ból głowy, ale moje cztery ściany nie kojarzyły mi się już z więzieniem. Jadłodzielnia dała mi mnóstwo dobrych rzeczy, w tym kilkoro znajomych i przyjaciółkę. Super się tam czułam, serioJ
Do klubu strzeleckiego namówiła mnie mama.
Okazałam się strzelcem idealnym – ze słabym wzrokiem i trzęsącymi się łapami. ;) Ale i tam znalazłam towarzystwo, z którym widuję się na treningach i z którym wyjeżdżam na zawody. No, miłości tam nie znajdę, moi znajomi są zwykle sporo starsi ode mnie, ale co tam. Kolejne twarze.
Aplikacje randkowe?
Możecie się śmiać, ale uratowały mi tyłek w czasie największej samotności i znudzenia moją nową, okropną rutyną. Pierwsza rozmowa nic nie kosztuje, a może prowadzić do następnych: ) Przeżyłam z nimi sporo – randek, chwil miłych i niemiłych, ale nie żałuję. Okazało się, że mogę wyjść z chłopcem z domu i dobrze się bawić. Co mnie trochę śmieszy… Jak dowiedziałam się, że przy każdym posiłku ubrudzam sobie lewą stronę buźki, postanowiłam, że nie będę chodzić na randki do restauracji i kawiarni. A tu… Im facet fajniejszy, tym większe prawdopodobieństwo pójścia do restauracji. Znalazłam na to sposób – po prostu cały czas wycieram z lewej strony usta. PRAWIE. (… ok, odwołuję. Poszłam już po napisaniu tych słów na kolację z kolegą i miałam sos wszędzie. Na koszulce, stole, we włosach… Powiedział, że zaraz będzie można ze mnie wyżymać ; ) no, ale to nie była randka, więc się nie liczy chyba ;p). Wymagało to jednak odzyskania minimum pewności siebie i podstawowej akceptacji tego, w jakim stanie się znajdowałam.
Wiem, że można mi zarzucić, że prawie nie widać po mnie udaru, ale to nie w nim rzecz… Anna Naskręt (kobieta od książki też poznała swojego faceta przez Internet, a ma większe chyba problemy ode mnie. Niezależnie od tego, jak się wygląda czy mówi, ta pewność siebie (i twardy tyłek) są do takiego romansowania niezbędne.
Kolejny punkt to Lewaczka… Nie macie pojęcia, ile świetnych osób poznałam dzięki temu blogowi: ) część z was poznałam osobiście, większości niestety nie, ale bardzo chciałabym, żeby to się zmieniło. Wy znacie mnie z bloga, ja was z wiadomości i naszych rozmów : ) Poza tym poznałam kilka osób, które działają na rzecz osób po udarze i dzięki temu lepiej wiem, jak można działać na naszą korzyść. A wiecie, wiele z nich to też osoby po udarze i tryskają energią. Każdy udar jest inny… No, bardziej, niż ja : ) Cieszę się, że blog dał mi taką szansę.
Praca i staże – po 4 latach udało mi się wrócić do pracy, bo staże również uważam za pracę. W jednej z nich poznałam najwspanialszych szefów, którzy dodatkowo zaprojektowali i zakodowali mi Lewaczkę. Szefami już nie są, ale za to zostali kolegami; ) Kolejna praca (staż) był w miejscu, w którym stażowało także wiele innych niepełnosprawnych osób. Świetne miejsce. Nie nawiązałam wprawdzie znajomości, które by przetrwały po zakończeniu stażu, ale na Facebooku przybyło znajomych, a i myślę, że gdybyśmy powpadali na siebie na ulicy, chętnie poszlibyśmy na kawkę, żeby pogadać, co tam nowego słychać w szerokim świecie.
Kiedyś pisałam chyba tekst o tym, która praca, stacjonarna czy zdalna, jest korzystniejsza dla osób po udarze. Teraz wiem, że dla mnie idealną opcją jest praca na pół etatu (żeby mieć to drugie pół na odespanie;))
Po co to napisałam napisałam tekst o tym, gdzie znaleźć znajomych po udarze mózgu?
Żeby pokazać nam wszystkim, że, chociaż może wydawać się inaczej, nie jesteśmy skazani na samotność. Po prostu.
Nie mówię jednocześnie, że wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji. Niestety, pewnych ograniczeń się nie przeskoczy, ale w wielu przypadkach (niestety) to strach trzyma nas w domach. Strach, niepokój i niepewność siebie są naszym częstym towarzyszem. Dlatego, serio to mówię, można robić kroczek po kroczku. Kroczek po kroczku. Uśmiechnąć się, potem wyjść, w pewnym momencie poprosić kogoś, żeby poszedł z nami do miejsca wolontariatu czy takiego miejsca, w którym pracowałam… Nic na siłę.
Nie trzeba też być osobą przebojową. Do każdego środowiska trzeba się przyzwyczaić. Szczeniaczek (będzie w tę sobotę!!!!!!!!!!!) też będzie z początku obwąchiwał mnie i mieszkanie, sprawdzał... A potem się przyzwyczai:)
Z resztą może się wydawać, że mi to wszystko łatwo przyszło. Tak i nie. Z jednej strony miałam masę przyjaciół i znajomych, z drugiej – kiedy już wróciłam do mamusi do Szczecina zrobiło się mniej kolorowo. Ok, nie było źle, ale samotność kopnęła mnie w tyłek i kiepsko sobie z nią radziłam. Pierwszą osobą zupełnie „z zewnątrz” była chyba moja fizjoterapeutka, którą pokochałam szczerą miłością. I trochę dodała mi pewności siebie i odwagi. J
PS
Zapomniałam o tym, że dzięki „znajomym znajomych” poznałam swoją przyjaciółkę: ) Jest partnerką przyjaciela mojego brata. Wcześniej jej nie znałam, a teraz chodzimy na spacerki i pierwsza wie, jak coś jest nie tak u mnie, szczególnie o tym, jak coś mnie wkurza. ; p
PS 2
Każdemu też życzę takiej rodziny jak moja, mimo że rodzice wkurzają, brat mówi, że „brat jest przecież po to, żebym nie czuła się zbyt pewna siebie”.
Dobrego dnia!:)
Dodaj komentarz!
Nigdy nie miałam problemów z komunikacją. No może jako nieśmiała nastolatka. A po udarze jestem jeszcze bardziej rozgadana i kontaktowa. Poznaje ludzi nawet na przystanku tramwajowym. W szpitalu w try miga znałam wszystkich. Tak już mam. Ale ostatnio ludzie mnie męczą. Może dlatego, że zaczęłam pracować w miejscu, w którym jest ich dużo. Nie mam ochoty nawet na spotkania z moją dysfunkcyjną paczką (tak o sobie mówimy, jesteśmy zbieraniną AA, AN, DDA itp). Wolę być tylko z Mężem i psem. Ale na tyle się znam, że wiem, że to minie. Tylko muszę trochę się zdystansować... Jak już piesek będzie u Ciebie pokaż go koniecznie! Buziaki
Odpowiedz