Dziś poszłam na warsztat z medytacji.
Na moje szczęście (już teraz przekroczyłam dwukrotnie budżet miesięczny) i nieszczęście (bardzo chciałam...) zabrakło miejsc dla wszystkich. Musiałam zadowolić się wykładem. Ciekawym, z takich, w których nauczyciel nie zna wszystkich odpowiedzi. Prowadzący posłużył się czymś, czego nie znałam wcześniej - fazy kompetencji. Posługiwał się tym nienachalnie, nie w sposób NLP-coachingowy (tfu, ble) ale zupełnie nieinwazyjnie, dlatego pomyślałam, że można posłużyć się tym
narzędziem?
teorią?.
Wyróżnia się cztery fazy kompetencji. Są to:
- Nieświadoma niekompetencja
- Świadoma niekompetencja
- Świadoma kompetencja
- Nieświadoma kompetencja
Blablablablabla.
I spójrzmy na to, jakby to przełożyć na rehabilitację.
Najpierw jest
nieświadoma niekompetencja. Coś się dzieje z moją łapą po udarze, ale nie mam pojęcia co. Trochę mnie to martwi, ale ponieważ nie wiem, co z tym zrobić, nie panikuję.
Ale podczas wizyty u neurologa mówi on "a nie zauważyła pani, że spastycznej ręki?". Spastycznej? A co to? I w trakcie wykładu pojawia się
świadoma niekompetencja. Lekarz powiedział nam, co to jest, wytłumaczył że u 35% osób po udarze rozwija się... Ale po szczegóły trzeba zgłosić się do fizjoterapeuty, bo pani neurolog odradza prochy.
I wraz z wizytą u fizjoterapeuty rodzi się
świadoma kompetencja. Czyli uczymy się naprawiać łapkę. U mnie to ćwiczenia i ciągłe przypominanie sobie "luźno łapa" kiedy ręka sztywnieje... Chodzi o to, że wiemy jak się zachowywać i jak ćwiczyć. Jak zapominamy, to przechlapane. Pięść się zamyka, ręka sztywnieje, nie jest super. Jak ktoś powie "luźno ręka", niby się wkurzam, ale wiem, że kurcze - muszę. I staram się ją rozluźnić.
I takie trwanie ze świadomą kompetencją, odpowiednie ćwiczenie i rozluźnianie w każdej sytuacji, może doprowadzić do tzw.
nieświadomej kompetencji.
To znaczy sytuacji, w której będziemy rozluźniać łapę nawet wtedy, kiedy o tym nie myślimy. To znaczy to trwanie na trzecim etapie przyniosło skutek. Ćwiczenie stworzyło nowe ścieżki neuronalne, które działają.
Może spastyczna łapa nie jest dobrym przykładem (a może jest;). Ale weźmy sobie uciekającą do środka stopę. Po drugim udarze strasznie wykrzywiałam stopę do środka. Nawet po tym, jak już
przestałam być kaczuszką. I tak naprawdę główną drogą rehabilirtacji było ciągłe myślenie o tym, żeby chodzić prosto. Inne ćwiczenia były spoko, wspomagały mnie ładnie (dziękuję pani Madziu!), ale moja pani Magda nauczyła mnie, że nie mogę liczyć na szybką poprawę, jeśli nie wyrobię sobie pewnych nawyków codziennych. Jest to koszmarnie upierdliwe, pamiętać cały czas o tym, jak się stawia nogi albo jak trzyma się łapę, ale w przypadku mojej stopy przyniosło efekt.
Teraz krzywię ją odrobinę tylko na schodach (w ogóle czuję się na nich pokracznie. Zwłaszcza przy schodzeniu). I kiedy jestem bardzo zmęczona. Noga leci i nie mam siły na poprawianie jej. Ale tak to wyrobiłam sobie nawyk:)
I tyle dobrego wynikło z mojego warsztatu medytacji. Nie na to liczyłam i nie o tą świadomość mi chodziło. Wiecie, nie można mieć wszystkiego;)
Dodaj komentarz!