Ostatnie miesiące w telegraficznym skrócie - a jest o czym pisać
motyla noga, ile się ostatnio działo! Ostrzegam jednak - poza pierwszym punktem jest tu mało pozytywów. Przyznaję - życie mi się nie wali, ale jest takie, jakiego można się spodziewać po życiu w 2020. Piszę otwarcie. Trochę, żeby się pożalić, trochę po to, żeby usprawidliwić milczenie, trochę... No nic, lecimy:)
Po pierwsze: zaręczyłam się! :)
I tu czekam na ogromne "whaaaaaaaaaaaaaat", bo większość z was nawet niie wiedziała, że mam chłopaka. Bo skąd?;p
Zaręczyny były nietypowie. Bo wiedziałam od dawna, że się odbędą. Bo mój narzeczony (facet, partner, chłopaken, typ...) jest Nepalczykiem i chciał, żeby było trochę "po jemu". No na przykład miałam na sobie czerwone sari, dostałam na czoło czerwoną tikkę, która okazała się czerwoną ciapą na czoło, jęczmień za ucho i tak daalej... Powiem tak: niby nie miałam nic wielkiego do ogarnięcia, ale to po wszystkim naprawdę spadł mi ogromny ciężar z ramion. Bo mój chłopak, tfu, narzeczony, żyje w swoim świecie i trochę ciężko się z nim dogadać czasem, jeśli chodzi o "przyziemne" sprawy, takie jak np. data:D I cały czas chciał, żebym coś załatwiła, coś zamówiła, a skąd, do cholery, miałam kozę? :o
Aha, od zaręczyn się nie widujemy;) To już kilka tygodni... To przez COVIDa. Bo on w pracy ma dość skomplikowaną covidowo sytuację i wolimy nie ryzykować moim zdrowiem.
Niestety, to poczucie odpuszczenia nie potrwało zbyt długo, ponieważ...
mam problem z psem.
Z moją Tarcią ukochaną. Okazało się, że ma lęk separacyjny, co w skrócie oznacza, że boi się i cierpi, jak mnie nie widzi. Lęk ten objawia się tym, że jak mnie nie ma w mieszkaniu Tara nic innego nie robi, tylko szczeka, jęczy i wyje. Ktoś powiedział, że taki problem to nie problem, ale uwierzcie jest ogromny.
Nie wiedziałam o problemie, bo, umówmy się, nieczęsto wychodzę z chaty, zwłaszcza w czasie pandemii.
A dowiedziałam się o wszystkim od sąsiadów. I od razu pogorszyłam sprawę. Bo Tara ma tendencję do wymuszania różnych rzeczy szczekaniem. Zaczęłam więc spełniać jej zachcianki przy pierwszym jęknięciu. Już nie działa. Tarcia szczeka całymi popołudniami a ja nie wiem, co robić. Bo tak - nie zajmę się, to przyjdą znowu sąsiedzi z pretensjami. Zajmę się - za 5 minut (nie przesadzam) będzie to samo. A ja po godzinie takiego ujadania naprawdę nie wiem, o co jej chodzi. Nie umiem w swojego psa. To smutne i bolesne.
A przy tym szczekaniu nie ma mowy, żeby efektywnie pracować, pisać Lewaczkę, czytać, zrobić sobie drzemkę... Tydzień temu miałam ogromny ból głowy, wpadający w migrenę, a Tara nie dała mi nawet zamknąć oczu. Wpadłam w zwyczajną histerię. Zaczęłam płakać, zadzwoniłam najpierw do Aruna, potem mamy, mama po mnie przyjechała i zabrałam się do rodziców. U nich głowa bolała mnie równie mocno, ale przynajmniej pies mnie nie męczył tak bardzo.
Zwróciłam się po pomoc do psiej behawiorystki, ale dopiero zaczynam pracę.
A jak już jesteśmy przy bólach...
Głowa boli mnie na okrągło.
Raz na kilka tak mocno, że nie ogarniam rzeczywistości. A jak nie boli głowa, to jestem przeziębiona. U rodziców spędzam więcej czasu, niż u siebie. Liczę wszystko w mrożonkach. 3 tygodnie temu spałam z kostkami lodu na głowie, tydzień temu, jakimś hummusem, a w tę sobotę - byłam wtulona w mrożonkę marchewkowo-groszkową. Teraz jest poniedziałkowe popołudnie, a ja dopiero kilka godzin temu zaczęłam jako tako funkcjonować.
Generalnie ma to związek na pewno ze zmienną pogodą (jestem koszmarną meteopatką), która nakłada się na normalne bóle (głowy, skóry, stawów itp).
Jestem też koszmarnie zestresowana.
Do tego stopnia, że czuję się cały czas spięta i żadne znane mi (i dostępne) techniki relaksacyjne nie pomagają. Spinam się na dźwięk domofonu. Podskakuję, kiedy słyszę, że ktoś coś do mnie pisze.
Pomyślcie sobie o tym, co napisałam wcześniej, dodajcie problemy w pracy na każdym froncie i odrobinę tęsknoty za Arunem, a dojdziemy do przyczyn.
Chciałam wam też napisać o dwóch innych sprawach, ale są zbyt ważne, na taką jęcząco - przyziemną notkę.
Chwilę się zastanawiałam, czy na pewno publikować ten tekst, bo jest takim prostym wyrzuceniem problemów, w większości zupełnie niepowiązanych z udarem.
Zakończę zatem pozytywnymi nutami.
Niedługo urlop! Herbata z imbirem, goździkami i miodem jest pyszna! Pies, mimo upierdliwości, dalej tak samo cudnie dogrzewa mi łydkę w nocy! mam posprzątaną chatę! :)
mam też nadzieję, że u was jest 1000000 razy lepiej, niż u mnie:)
PS
Za 2 dni wpadajcie po zdjęcia, Internet u rodziców jest tak powolny, że nawet nie próbuję ładować. Po co się dodatkowo frustrować...
Dodaj komentarz!
Chcesz żeby Cię ojojać? Czy wolisz twarde i wojskowe "dziewczyno.... Co Ty mi tu...?". No więc tego drugiego Ci nie da bo jestem w stanie wyobrazić sobie jak podle się czujesz... Tarę pewnie trochę rozpuściłaś ale to sama już wiesz... Mam nadzieję, że behawiorysta Ci pomoze. Może przejdź się po sąsiadach z jakimś ciachem i wytłumacz, że przez najbliższe tygodnie może być trudno ale pracujecie nad tym. Przykro mi, że tak często boli Cię głową. Ja przez parę tygodni ledwo znosiłam codzienny napięciowy ból ale na szczęście leki działają... Rozumiem też tęsknotę za narzeczonym (Gratki!!!!). Powiesz kiedyś sk@d go wzięłaś?? ???? Podsumowując bardzo mocno Cię przytulam i życzę żeby było lepiej na każdym polu.. Moja psycholog twierdzi, że nasta) trudny czas dla wszystkich a co dopiero dla nas. Bo jesienna deprecha, bo covid, bo strach co dalej, bo obawa o prac~ i finanse, bo albo rozłąka z ukochanymi albo czas non stop bez chwili oddechu... Trzymaj się kochana
Odpowiedz