O wyręczaniu
Powstanie niepełnosprawności, w tym poudarowej, stawia udarowca i jego najbliższych w zupełnie nowej syuacji. Jednym z pytań, które zadaje sobie czasem opiekun brzmi:
czy wyręczać osobę po udarze mózgu we wszystkim?
Odpowiedź jest superprosta. NIE. O ile udarowiec nie jest w pełni bez kontaktu i nie leży bez możliwości ruchu - nie.
Niestety sprawa nie jest taka prosta. Bo z jednej strony bardzo łatwo jest wszystko podać, nakarmić, zawiązać but, ubrać, odkręcić, zakręcić, przewieźć na wózku, załatwić, z drugiej - takie wyręczanie nie pozostawia choremu przestrzeni na mobilizację.
To właśnie dlatego w szpitalach stawia się stoliki po porażonej stronie (jeśli jest tyle miejsca, oczywiście). Ma to zachęcać do sięgania, samodzielności... Nie wiem, czy to działa. U mnie w pierwszym szpitalu nie zadziałało. Wyciągałam prawą rękę, niemal zawsze. A jeszcze się wycwaniłam. Przez kilka tygodni leżałam pod oknem, więc parapet służył za szafkę. Nie pamiętam, czy dostawałam za to ochrzan. W innych szpitalach czasem się zdarzyło. A w szpitalu czerniakowskim - nie wiem:)
Czy mnie wyręczano? Pewnie trochę tak przez te pierwsze tygodnie, kiedy ktoś był ze mną non-stop. Ale wiem, że sama sobie brałam picie, sama sobie jadłam (ok, pokrojenie mięsa nadeszło po dłuuuugim czasie)... Mama mi "naprawiała" łóżko. Bo ja z tych, którym prześcieradło nie trzyma się łóżka, a poszewki - poduszek. Mamę to wkurza. Mnie, wtedy, nie za bardzo. Poprawianie prześcieradła w szpitalu to syzyfowa praca. Bo i tak po 10 minutach spadnie, nawet jak się nie ruszasz.
Na pierwszą rehabilitację jechałam już w niezłym stanie i, przede wszystkim, w ciągu dnia zostawałam sama. Sama się ubierałam, sama musiałam się umyć, pójść do kiosku... Sami wiecie;)
Jasne, że szło opornie, koszmarnie. Miałam wrażenie, że po takim ubieraniu, nie mam energii na rehabilitację. Na cokolwiek w sumie. A kiedy chciałam, żeby ktoś bliski mnie wyręczył, bo byłam zmęczona, to bywało różnie. Z tego co pamiętam, przyjaciołom się zdarzało. Rodzinie - rzadko. Twarda miłość.
Jasne, że szłam na łatwiznę. Adidaski, jak trzeba było je nosić, przydeptywałam. A tak w ogóle nosiłam klapki, jak najmniej warstw ubrań, biustonosza nie... Biustonosz jest dla mnie dalej sporym wyzwaniem, ubierać się nie lubię, męczy mnie to i nie idzie za dobrze. Z takiej ubieraniowej malizny zostawało u mnie tylko zapinanie suwaka (przyszło o wiele później) i wiązanie butów (przy rodzicach przydeptane adidaski nie przejdą. Nigdy). Ale pomocy w tej dziedzinie nie zaliczam do wyręczania. Zachęcano mnie z drugiej strony do próbowania. Gdyby nie zachęcano - do tej pory bym nie mogła zapiąć kurtałki. A tak to proszę o pomoc tylko wtedy, gdy próbuję million razy i nie wychodzi, albo wtedy, kiedy się spieszę. Turururu.
Jestem przekonana, że mądra postawa moich rodziców i brata miały wielkie znaczenie dla mojego szybkiego powrotu do jako-takiej sprawności. Jakoś intuicyjnie wiedzieli, kiedy pomóc, kiedy tego unikać. Dziękuję.
Opowiadam o tym dlatego, żeby powiedzieć wam, jaka jest (moim zdaniem) różnica między pomocą a wyręczaniem.
Pomoc jest wtedy, kiedy ktoś ma z czymś ogromne trudności lub nie jest w stanie czegoś zrobić samodzielnie.
Wyręczanie - wtedy, kiedy chory czego chce i to się za niego po prostu robi.
Może chodzić o rzeczy malutkie, pierdoły, ale też duże.
Zdaję sobie sprawę z tego, że trudno ocenić, co tam w ciele i głowie osoby po udarze mózgu siedzi. Ale powiem też, że:
- chory często będzie chciał, żeby ktoś go wyręczał jak najczęściej.
- z czasem widać, co chory może, a czego nie. A to oceniam po obserwacji dziesiątek osób, z którymi leżałam na jednej sali.
- po udarze jest tak, że bardzo szybko się traci energię. Ta męczliwość... Czy wtedy nie pomóc/wyręczyć?
- granica między pomocą a wyręczeniem czasem się zaciera. Ale z czasem odciera. ; )
Tyle jest rzeczy, które, zamiast pomóc, mogą zaszkodzić! Szczególnie po udarze mózgu,
kiedy naprawdę trudno zorientować się w samopoczuciu i możliwościach udarowca.
Mam teraz ochotę zapytać, czy was wyręczano? Czy pomagano? Czy może coś innego się tam działo? Więc pytam ;p Jak jest/było u was? ; d
PS
koszmarnie nie lubię tego tekstu, bo kilka razy mi przepadł w związku z tym pisałam go kilka razy. Teraz to już jestem nie tylko zmęczona, ale i znudzona ; )
Dodaj komentarz!
Za mną było ciężko nadążyć. W lepsze dni wściekałam się, że sama dam radę, że muszę próbować, że zostaw ale były takie kiedy miauczałam, że no jak, ja przecież jestem po udarze, nie umiem, nie mogę, nie chce... Dużo zależało od samopoczucia. Pamiętam jaka byłam dumna jak udało mi się zawiązać sznurówki a jakiś czas wcześniej chodziłam po szpitalu w Piaskach pokazując z szerokim uśmiechem wszystkim faka bo już mogłam zapanować nad zgięciem części palców i wyprostowaniem jednego ???? Generalnie do teraz jak mam gorsze dni oczekuję od Męża, że będzie mnie wyręczał właśnie i wściekam się jak traktuje mnie bez ulgi... Albo zadaje pytania w stylu "dlaczego ja wychodzę z psem częściej niż Ty?".
Odpowiedz
W szpitalu moja mama była ze mną codziennie od rana do prawie wieczora. Kiedy leżałam na oiomie(otwierali mi głowę) i neurologi to ona wyręczała pielęgniarki, przebierała mnie, nawet mi cewnik opróżniała, myła, karmiła, poprawiała itd. W szpitalu juz wszyscy mówili na nią mama. Poźniej na rehabilitacji, trochę wystopowała, dalej przychodziła codziennie głównie po to żeby mi potowarzyszyć i przynieść szamę, ale to był mój najważniejszy punkt dnia od momentu przebudzenia tylko wyczekiwałam mamy. Kiedy nauczyłam się przesiadać z pomocą na wózek tylko czekałam na gości żeby mnie zabrali gdzieś. Z nogą poszło szybciej niż z ręką, z którą dalej mam problemy. Mama mi przynosiła różne gadżety w postaci kredek i mazaków i włóczek i wręcz mnie zmuszała do używania ręki. Teraz myślę, osiągnęłam dość dobry poziom sprawności. Wiem też, że gdyby nie jej poświęcenie, na początku mnie wyręczała we wszystkim ale nie mogłam się podnosić nawet jakbym umiała. A później jej pomoc i motywacja sprawiły, źe teraz jako tako sama funkcjonuję. Tak jak moja poprzedniczka w komentarzu pierwsze czego sie nauczyłam to pokazywanie faka, mama była taka szcześliwa wtedy,a ja dumna. Uważam że pomoc i wyrozumiałość bliskich jest niezbędna, wyręczanie szczególnie jak sie jest w lepszej formie niekoniecznie a nawet szkodliwe. Teraz zasuwam z odkurzaczem i ścierkami, nie ma zmiłuj. Jedyne w czym proszę o wyręczenie to noszenie zakupów czy innych. Myślę, że pomocą są same odwiedziny, dobrze jak ktoś przychodzi i jest kontakt z tym światem poza szpitalem.Teraz jak jestem w domu od kilku miesięcy, najbardziej sie cieszę jak ktoś wpada do mnie posiedzieć, albo mama wpadnie z obiadkiem, ale to mnie cieszyło jeszcze przed udarem.
Odpowiedz