Moje myśli po książce Szlag mnie trafił
Książka "Szlag mnie trafił" Łukasza Grassa miała premierę długie miesiące temu, zatem nie jest nowością i (być może) wielu z was ją już czytało. Z resztą, tak jak to u mnie, nie zamierzam jej recenzować, raczej napisać kilka myśli po zakończeniu.
Powiem, że trudno się pisze o biografii, której bohater jest tak blisko, którego coś może urazić. Który żyje, który działa w podobnym "polu", którego można urazić (jeśli pamiętacie "aferkę" z autorką "Uwięzionego Krzyku" wiecie, że niektórzy urażają się dość łatwo). Jednocześnie myślę, że jeśli ktoś pozwala na taką publikację, zdaje sobie sprawę, że nie usłyszy samych peanów na jej temat. Nie, nie będę po książce jechać, bo przecież nie piszę recenzji;) No to do rzeczy.
"Szlag mnie trafił" ma koszmarną okładkę. To jeden z powodów, dla których wcześniej go nie kupiłam. Na półce w księgarni wyglądał jak kiepski kryminał. To oczywiście tylko moja ocena, kwestia gustu, ale moim zdaniem okładka jest po prostu brzydka. Oddaje część treści, jasne, ale tu jest jak z historiami - mogą być najpiękniejsze na świecie, a źle opowiedziane znikną, bo pięknych historii jest mnóstwo.
Ja do kupna publikacji dłużej się przekonywałam - zamiast od razu nabyć publikację, poznałam trochę autorkę na jej fanpejdżu i przekonałam się, że chyba warto. Nie ocenia się książki po okładce, co?;)
"Szlag mnie trafił" to historia Moniki, która przeszła ciężki udar mózgu, po którym wpadła w syndrom zamknięcia. Syndrom zamknięcia to ta okropna rzecz, przy której jest się świadomym wszystkiego, a nie można ruszyć żadną kończyną, a w zasadzie niczym. Zasadniczo osoba z syndromem zamknięcia ma, oględnie mówiąc, przekichane. Słyszy, widzi, czuje, ale nie może tego zakomunikować. Uwiera ją i nie może się przesunąć o centymetr, żeby bolało mniej. Ma mnóstwo pytań i rzeczy do powiedzenia ale nie może się skomunikować. Monice los postawił na drodze dobrych, mądrych ludzi, którzy zadbali o nią tak, jak powinno się dbać o chorych. Z troską i wiarą. Tak btw, Monika leżała w tym samym szpitalu, do którego trafiłam na rehabilitację 5 lat temu i w którym miałam zatrzymywane ataki padaczki już kilkakrotnie (ok, leżałam tam też na endokrynologii, ale to zupełnie inna historia). Nie kojarzę osób, o których wspomina książka, ale ciekawa jestem, czy Monika spotkała moją panią Madzię :))) może kiedyś ją o to zapytam...
Znalazłam w książce jedną z rzeczy, która mnie mierziła kilkakrotnie:)
Bywa, że odstający od normy "chorzy" mogą czuć się jak atrakcja turystyczna. Co mam na myśli? Jeśli jesteś pacjentem odbiegającym od "normy", czyli młodszym, starszym, chorszym, w innej sytuacji od innych, przygląda ci się pół oddziału, i to nie tylko twoi lekarze i pielęgniarki, którzy się tobą zajmują. Jesteś oglądany, podpytywany... To nie jest złe - z jednej strony ta uwaga często pomaga uratować życie lub zdrowie, a z drugiej - kurcze, kiedy kolejne osoby zupełnie niezwiązane z twoim leczeniem podpytują, dlaczego, co i jak i na głos zastanawiają się "jak taka młoda osoba mogła trafić na udarówkę", zaczynasz się wkurzać.
Czy marudzę? Pewnie tak. Czy wyolbrzymiam? Na pewno. Moje doświadczenie pokazuje, że leżąc w szpitalu często jesteś sam, samotny, mimo ludzi wokół. Stajesz się centrum świata, jesteś skupiony na sobie, więc wiele rzeczy dotyczących ciebie się wyolbrzymia. Ja się czułam jak atrakcja dwukrotnie. Jednocześnie jestem przekonana, że nią nie byłam, bo - umówmy się - każdy z nas jest jedną z setek osób przewijających się przez szpital codziennie. Rzadko które z nas jest wyjątkowe dla pracowników szpitala. Przynajmniej tak mi się wydaje ;)
Nie zdradzę zbyt wiele mówiąc, że droga bohaterki była zawiła.
W pogoni za zdrowiem przejechała wiele szpitali, ośrodków i miast - ta droga jest bardzo interesująca. Pokazuje, ile zasobów (i szczęścia) musi mieć chory w Polsce, żeby mieć szanse na porządne leczenie i rehabilitację. Pokazuje, że samo diagnozowanie udaru jest trudne, a jeśli trafi się na lekarzy... Trudno mi to pisać: złych? Niedbałych? Nie zwracających uwagi na pacjenta? Szanse chorego na zdrowie topnieją z minuty na minutę. Z minuty na minutę. Ten aspekt opowieści, stanowiący świadectwo niewydolności systemu, dla niektórych może być szokujący. Dla mnie nie, bo już od dawna wiem, że bez lawirowania właściwie niewiele można zdziałać.
W książce fajnie widać powrót do samodzielności po udarze mózgu.
Niestety nie każdy ma taki charakter jak bohaterka i nie można od każdego oczekiwać takiego samozaparcia. Ludzie są różni - ja bym się zrobić samodzielnie kilka takich rzeczy, które zrobiła bohaterka dzięki swojej sile woli. Trzeba przyznać, że Monika miała (i ma) mnóstwo samozaparcia i jej droga ku samodzielności przebiega jak burza. Bardzo fajnie jest uczestniczyć w jej drodze. Ale... Nawet u tak zdeterminowanej osoby widać było, że potrzebuje dużo pomocy i na początku nie można jej nazwać samodzielną nawet w niewielkim stopniu. Dlatego moim zdaniem w dzisiejszych czasach, gdy chcemy chwalić się opiekuńczością i troską wobec chorych, system w którym "dostajesz wypis i radź se sam" nie powinien funkcjonować. Kiedy (jeśli) służba zdrowia zacznie wychodzić na prostą, moglibyśmy pomyśleć o tych, co nie są samodzielni, ale wymaga się od nich samodzielnego funkcjonowania. To oczywiście tylko moje pobożne życzenie na następny deszcz meteorytów:)
Ach, ta toaleta...
Opowieść sporo miejsca poświęca sprawom toaletowym. Kto za dorosłego musiał się wypróżniać w pampersa na pewno rozumie, jak bolesną i poważną kwestią jest załatwianie się do niego. Przy "toaletowo-pampersowych" sprawach w zupełności Monikę rozumiałam. I zdradzę wam coś, co nie jest tajemnicą - pierwsze skorzystanie z toalety, kiedy jesteś w pampersach, jest magiczne, cudowne i wspaniałe!:)) Autor zadaje nam pytanie "czy człowiek zdrowy jest w stanie to zrozumieć"? Nie wiem. Wiem za to, że może się z nami cieszyć pierwszą kupą;)))
A jak się "Szlag mnie trafił" czyta?
Spokojnie. Bezproblemowo. Książka nie zmęczyła mnie bardzo, raczej szybko ją przeczytałam i z przyjemnością. Widać, że Łukasz Grass umie pisać;) Podobno jego publikacja "Najlepszy" jest też spoko. Brat ma ją na swojej półce - może kiedyś sięgnę:)
Dodaj komentarz!
O taaaak, też moje pierwsze skojarzenie z tą książką, to straszna okładka! Muszę ją przeczytać ;)
Odpowiedz
Tak, okładka straszna- zgodzę się. Ale też chciałabym przeczytać, poszukam księgarniach ;) i życzę wszystkom zaglądającym ZDRÓWKA ;) I oby nas to więcej nie spotkało ;)