Mój drugi udar
Mój drugi udar wydarzył się, gdy z mamą uskuteczniałyśmy zdrowy tryb życia.
Pojechałyśmy na wycieczkę rowerową, miałyśmy w planach nieco ponad 30 kilometrów. Czerwona flaga, brak pogody na plażowanie, ale mnie jakoś morze uspokaja, jak nie ma przy nim tłumów. Było ślicznie, początkowo pachniało lasem, później morzem, na końcu mżawką, która nagle zmieniła się w ulewę. Ok, zrobiło się zimno, ale jakoś się jechało. Strasznie mi zdrętwiała lewa ręka, aż musiałam się zatrzymać, żeby ją rozprostować z pomocą prawej. Oczywiście myślałam, że jestem tak wydelikacona, że to przez ziąb.
Mama patrzyła na mnie tymi przestraszonymi oczami, więc umówiłyśmy się że dojedziemy do Dziwnówka, zjemy rybę i ona pojedzie po auto. Dojechałyśmy do smażalni i mama uznała że nie będzie czekać, co było sensowne, bo obie ociekałyśmy.
Postanowiłam, że jak wróci, to zadzwonimy do mojej neurolog zapytać o radę. Zamówiłam rybę i sok pomarańczowy. I nagle zorientowałam się, że nie jestem w stanie go odkręcić, a potem, że nawet utrzymać w dłoni. No to było coś. Podeszłam do pani przy kasie i zapytałam Przepraszam, czy opada mi pół twarzy? a ona się rozchitotała.
Sama wiem, że to było dziwne pytanie, ale potem powiedziałam jej, że chyba przechodzę udar mózgu i wytłumaczyłam jej skąd wiem. Nie wiem jak, bo czułam się bardzo, ale to bardzo zdezorientowana i żałowałam już, że wysłałam mamę po auto. Kiedy zorientowałam się, że nie jestem w stanie odwinąć sztućców i ze jest coraz gorzej zdecydowalam, ze czas zadzwonic po pogotowie i sprawdzilam godzine z paragonu, zeby wiedziec mniej wiecej o której pojawily sie objawy.
W zgłaszaniu pomagało pół smażalni Przystanek Alaska w Dziwnówku, bardzo wszystkim dziękuję za pomoc i życzliwość:)
ja: Dzien dobry, chyba przechodzę udar mózgu
pani: a skąd pani wie?
ja: bo kiedyś już miałam...
pani: kiedy?
ja:no z 2 lata temu
pani: a jakie ma pani objawy?
ja: no na pewno niedowład, ale nie straciłam przytomności.
Pani: no i co by pani chciała?
ja: ... Pani? Wezwać karetkę?
Ja: tak.
no i tu nastąpiła długa próba przypomnienia sobie i dowiedzenia się gdzie jestem.
I udało się:) W momencie w którym pojawiła się moja rybka na stole, wróciła mama i zajechała karetka.
Zostałam zbadana, pan ratownik bardzo ładnie się mną zajmował, jechałam częściowo na sygnale i wszystko pamiętam! Z karetki zadzwoniłam do braciszka, nawet na kamerze. I powiedział mi, że wygladam dużo lepiej niż za pierwszym razem i żebym się nie bała. Oczywiście że się bałam, ale nie śmierci, tego się raczej nie boję, ale tego, że znowu czeka mnie mnóstwo pracy i że drugi udar jeszcze bardziej mnie zdołuje. I mój powrót do świata aktywnych pewnie znowu się odwlecze o kilka lat.
Bardzo się tego bałam i dalej się boję.
W szpitalu pamiętam wszystko jakby mniej. wszystko mnie irytowało, Bo już byłam zmęczona naprawdę i coraz mniej potrafiłam sobie przypomnieć. Oczywiście powiedziałam wszystko, co pamiętałam... W końcu się pani doktor zdecydowała się na trombolizę. Objawy trochę mi się zmniejszyły, ale nie do końca, a skany głowy nie były tak czytelne, bo nie było wiadomo, które ubytki są nowe, a które stare, i nie wiadomo było zbyt wiele. ile razy słyszałam w tym szpitalu "no nie widziałam/em pani przed udarem", nie policzę.
Koniec końców nawet nie zauważyłam kiedy podano mi trombolizę na którą zgody nie pamiętam, ale pewnie ją wyraziłam, a kiedy tata, mama i ich przyjaciel stali patrząc na mnie tym wzrokiem.
I poszli. A ja zostałam namówiona na tabletkę nasenną i spałam świetnie.
PS Nie jestem lekarzem, ale rozponałam u siebie udar po niedowładzie i "dziwnym" czuciu się. Świat nie wirował, ale był odrobinę inny. I wiecie, jak trudno wytłumaczyć to lekarzowi? Rozmowa kwalifikacyjna to przy tym pikuś.
Dodaj komentarz!
w tak zwanym międzyczasie wysłałam smski do niektórych przyjaciół, bo istniały szanse, że odbiorą mi telefon i nie oddadzą...
Odpowiedz
chyba znowu muszę zacząć ćwiczyć twarz, bo znowu (choć nie było tego już od ładnych kilku, czy nawet kilkunastu lat) nie umiem się dobrze wysłowić. W sensie, na przykład wiem, co chciałabym powiedzieć, ale nie umiem. Ale z drugiej strony muszę zacząć grać w jakieś kalambury z siostrą (prawie siedmiolatką), bo zapominam podstawowych słów i to w ojczystym języku. I jak ja mam uczyć tego języka mojego kolegę z pracy :) Mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy odważę się na to, żeby go zaprosić na tego Sylwestra... :)
Odpowiedz
A co jeśli "gubi się" gdzieś słowa. Często mam tak, że po prostu wiem, co chciałabym powiedzieć, ale np. wypadnie mi jedno słówko z głowy i cały misterny plan szlag trafia. Wiem, powinnam to ćwiczyć, ale najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że jestem takim parszywym leniem... :(
Odpowiedz