Jest czerwiec. Wczoraj minął miesiąc od rozpoczęcia mojej pracy na etat. 6 lat temu, 7 lat tem, 8 lat temu też był czerwiec i od kilku tygodni facebook przyomina mi te paniczno-studenckie sesjowe statusy.
Mój stan um

ysłu (właśnie napisałam "umysłu" przrez "ó" na końcu. UMYŁSŁU. Sami widzicie) jest bardzo podobny do ówczesnych. Widzę to, bo facebook przypomina mii ówczesne statusy i cóż, część z nich, po podmiance słowa "sesja" na "praca" mogłabym napisać dzisiej.
Nie robię tego, bo starość. I bo nie mam z kim się śmiać przez ścianę z tej roboty last minute, niepotrzebnych klasyfikacji. I bo nie robię nic na ostatnią chwilę.
Sporo się zmieniło i, kurde, nie wiem czemu napisałam o tych sesjach, pewnie dlatego, że po miesiącu pracy czuję się tak wykończona jak po dwukierunkowej sesji czerwcowej po której byłam w stanie leżeć w łóżku i czytać harrego pottera.
Ale do rzeczy.
Jak mi jest z tą pracą?
Nie wiem. Jak wiecie zarabiam pisząc.
Jestem dumna z siebie, że ją dostałam. Nie przez to, że ktoś mnie zna, że mi współczuje, że cośtam czy coś innego. Wysłałam CV, napisałam zadanie rekrutacyjne, dostałam umowę na okres próbny.
Jestem z siebie niezadowolona, bo robię dużo błędów. Mam zwroty wielu tekstów i niestety muszę je poprawiać. Myślę, że jestem wstanie to ograniczyć, ale czy do czasu, kiedy będą decydować, czy mogę zostać na stałe... Nie wiem:) To zobaczymy.
Jestem wściekła. Dostaję teksty do zrealizowania, niby przepisową ilość, ale więcej, niż wyliczyłam i siedzę dużo więcej, niż zakładałam. Nie wiem, jak z tego wybrnąć. Póki co modlę się, żeby coraznie mieć coraz większych, a wygląda na to...
No nic. W tym akurat nie ma mojej winy.
https://www.youtube.com/watch?v=C7tfWFO2w0c
A może trochę mojej ręki? Bo jednak piszę powoli.
Ale halo! Nie w tym jest problem. Jestem wkurzona, chodzę podderwowwana, obiecuję sobie, że odejdę w końcu od komputera, że pójdę na dłuższy spacer, że pomasuję, zamiast nadwyrężać rękę, że...
No wściekła jestem i bardzo bardzo bardzo zmęczona. Fizycznie też.
Z brakiem mojej koncentracji mamy teraz dość dziwny związek. Ale to już chyba temat na inny wpis. ;)
Nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne. WIedziałam, że będę zmęczona, ale nie wiedziałam, że aż tak. Wiedziałam, że będę potrzebowała drzemek, nie wiedziałam, że będę miała problemy z zapadnięciem w sen podczas nich i że będę się kiepsko regenerować. Wiedziałam, że będę miała problemy z pogodzeiem wszystkich rzeczy, które robię, nie wiedziałam, że będę miała tak mało czasu na lewaczkowanie. I brak czasu na leżakowanie. I hamakowanie:D
Jestem obolała. Miewam skurcze ręki. Wtedy wygląda ona tak:

I wtedy też pisać mogę tylko palcem serdecznym z dość ograniczonem udziałem małego. Mam często wrażenie, że ta praca nie może być dla mnie dobra. Korzystna tak, może i tak, ale zdrowa, nie. A przecież nie o to chodzi, żeby pogarszać swoją formę, tylko polepszać, co?
A tak nawet nie mam czasu na ćwiczenia. Dostałam lekki opieprz za to od pani
Madzi, którą ostatnio widziałam (łiiii!).
No ale to pierwszy miesiąc.
Mam jeszcze dwa, do namysłu, firma też ma 2 do namysłu, czy mnie chce...
I wiecie co? Widzę, jak dużo jest w tym minusów. Ale też chyba w powrocie do pracy po udarze nie może być po prostu łatwiej. To jest tak wielki szok dla organizmu, psychiki, rączki... Że się nie da.
Jestem dość zadowolona.
Może nie mam w ogóle energii na uśmiech, nie mówiąc już o radosnym podskoku, ale pfff. Impossible is nothing. I tego się trzymam.
Zobaczymy, jak będzie dalej po prostu:) Mam dziś zły humor i napisałam prosto z mostu jak jest (kosztem nadrabiania pracowych zaległości;p) I proszę o trzymanie za mnie mocno kciuków.
Możecie mi też opowiedzić swoje historie powracania do pracy. Część znam, ale jestem bardzo ciekawa, czy mamy podobne doświadczenia:)
Dodaj komentarz!
Kasiu, nasze ciała są chyba w szoku, że nagle nie polegują, nie posypiają, nie ćwiczą tyle co jeszcze chwilę temu. Ja z kolei gorzej chodzę, jakby to, że chodzę więcej dawało odwrotny skutek(często chodzę do pracy a nie jestem wożona...). Poza tym po powrocie padam i śpię i na nic więcej nie mam siły ani ochoty... I kłopoty z pamięcią... I pisaniem oburęcznie na klawiaturze... Ilość pracy jest odwrotnie proporcjonalna do Twojej... Nudzę się często a nuda też męczy... Ale oczywiście mogłabym być bardziej zajęta gdybym się ciut wysiliła i poszukała sobie zajęcia, zabrała się za porządkowanie bałaganu, który powstał podczas mojej nieobecności.. Ale jakoś nie potrafię z siebie tego zapału wykrzesać....
Odpowiedz