Galeria twarzy (22): James Hollman, czyli o ograniczeniach
Jakiś czas temu dawałam wam znać na Facebooku, że kupiłam pewną książkę:
Poniżej podzielę się jednym fragmentem (i proszę o docenienie pracy, bo książka cały czas mi się zamyka;)):
Na cel jednej pierwszych wypraw obrał syberię. Wskutek fatalnego stanu tamtejszych dróg i ogromnych kolein większość trasy pokonał, wędrując z powozem, uchwycony sznura. Nie dotarł jednak do Pacyfiku. Wysłannicy cara pojmali go i odstawili na granicę, uznając za szpiega - któż bowiem normalny przemierzałby Syberię dla przyjemności?! Podczas kolejnych wypraw zdarzyło mu się ścigać handlarzy niewolników, likwidować białe plamy na mapach środkowej Australii, negocjować z łowcami głów, walczyć na froncie, gdy zaplątał się w strefę działań wojennych, a nawet przepłynąć Ocean Indyjski na statku załadowanym cukrem i szampanem (jak widć, nie spotykały go wyłącznie niedole). Wspiął się także na Wezuwiusz w trakcie erupcji wulkanu. Podczas tej wyprawy, niemal z przepalonymi podeszwami butów, uświadomił sobie, że mimo niepełnosprawności da sobie radę w każdej sytuacji. (...) Tak się bowiem składa, że Holman był niewidomy. (...) Choć postawił stopę w każdym zakątku świata, żadnego z nich nie zobaczył na własne oczy. (...) Naukowcy często nazywają mózg najbardziej skomplikowaną maszyną, jaka kiedykolwiek istniała. Składa się on z około stu miliardów neuronów, a końcówki przeciętnego aksonu łączą się nawetz tysiącami sąsiednich komórek, co daje trudną do ogarnięcia umysłem liczbę połączeń służących analizie danych (...). Przypadki takie jak Jamesa Hollmana ukazują jeszcze większą złożoność mózgu, udowadniając, jak dużą ma on zdolność do zmiany istniejącego planu połączeń i jak czasem to robi, przekształcając w miarę upływu czasu swój układ "okablowania". Czasem zmiany te mogą wydawać się równie nieprawdopodobne jak widok niewidomego wspinającego się na wulkan. Ale to, że do nich dochodzi, jest najlepszym dowodem na fantastyczną wręcz neuroplastyczność mózgu (A. Kean, Dziwne przypadki ludzkiego mózgu, s. 96-99)
Przypadek tego typa jest tak niezwykły, że chciałam go zostawić go bez komentarza. Chciałam, żeby wybrzmiał (a poza tym ręka mnie BARDZO BOLI) od kilku dni.
Ale kilka słów napiszę.
Choć Hollman nie był po udarze, a fragment książki, w którym się pojawił, opowiadał o echolokacji u ludzi (tak, tak...), ale i tak dostarcza wiedzy przydatnej nam. No bo mówi o tym, jak cudownie mózgi mogą się przystosować. I o tym, że chcieć, to móc. Może nie zawsze, ale częściej, niż myślimy.
Wiem, że niepełnosprawność jest ogromnym ograniczeniem, a z drugiej strony wiem też, że jest dobrą wymówką. Na szczęście są ludzie, którzy stają się chodzącymi inspiracjami. Tacy jak pan Hollman, który w XIX wieku zdobył sobie Wezuwiusza (a, dodatkowo zakon, do którego należał, zabraniał podróży;p). Nie każdy popłynie do Australii, ale szczerze mówiąc, dla wielu z nas, zrobienie kilku kroków jest jak zdobycie Everestu. Zawsze o krok dalej. Bo plastyczność mózgu nam na to pozwala. Bo można:) PS czytam tę książkę bardzo powoli. Merytorycznie jest super, ale stylistycznie mi nie pasuje. Trochę się jaram, trochę męczę... Jak skończę czytanie, napiszę więcej.:) PS ja chcę na wezuwiusza, do australii, do meksyku...! póki co jadę do nowogardu;)
Dodaj komentarz!