Wydatki przewlekle chorych
Chorowanie kosztuje. Nie tylko zdrowie ; ) Chorowanie kosztuje też pieniądze. Czy duże? Czasem tak, właściwie najczęściej tak. Dlatego w aptekach widać to, o czym się tak często mówi/pisze. Co też łamie większości z nas serce - emerytów, którzy odchodzą od okienka nie wykupiwszy recepty. Sama widziałam to wiele razy.
Pytanie jednak, czy, skoro mamy publiczną służbę zdrowia, chorowanie naprawdę tyle kosztuje? W tym tekście zbieram rzeczy, które nie dotyczą wyłącznie osób po udarze, ale innych przewlekle chorych. Zatem:
ile kosztuje chorowanie?
Brak pracy - nie ma zarabiania. Wielu przewlekle chorych nie może pracować lub pracuje w ograniczonym zakresie godzinowym. Czasem bywa też tak, że zwolnienia i dojazdy na wizyty trwają, zatem ograniczają ilość przepracowanych godzin. Wychodzi na to, że utrata zarobków jest pierwszym ciosem w sytuację ekonomiczną.
- Lekarstwa - niby refundowane, ale kosztują, a zazwyczaj im bardziej skomplikowana choroba, tym droższe są lekarstwa. Im nowszej generacji jest medykament, tym jest droższy. To logiczne. Ja osobiście dużo płacę za sterydowe leki na tocznia. Mogłabym mniej, tylko że brałabym wtedy sterydy które byłyby także bardziej szkodliwe. Po te sterydy jeździmy do Niemiec, nie są dostępne w aptekach w Polsce. No trudno,, przy okazji można kupić lepszy proszek do prania ; )
- Rehabilitacja - czasem idzie się zaskoczyć, przy jak wielu chorobach powinno się rehabilitować. Jednocześnie dostęp do rehabilitacji w Polsce jest, jaki jest. Tak, można się załapać na rehabilitację publiczną, ale limity godzin i dni są niskie niziutkie, a w wielu przypadkach skuteczna rehabilitacja powinna odbywać się regularnie, okrągły rok, u niektórych nawet codziennie. Godzina pracy rehabilitanta kosztuje sporo. Po prostu sporo.
- Wizyty u specjalistów - tak, jak możesz poczekać, do świetnych specjalistów dostaniesz się też publicznie. Najgorzej się dostać na pierwszą wizytę. Rozpiętość terminów jest ogromna. Na wizytę u laryngologa (pierwszy wolny termin, jaki znalazlam w mieście) czekałam tydzień, na pierwszą wizytę u reumatologa zapisano mnie na... za 2 lata. Do reumatologa chodzę prywatnie, sami rozumiecie;p Tak jest niejednokrotnie. Jeśli ma się jakieś środki, można lawirować publiczno-prywatnie, ja tak robię:)
- Podróże na zabiegi - przy niejednej chorobie trzeba przejechać niemało kilometrów, żeby poddać się zabiegowi czy leczeniu. Mój "ulubiony" i najmniej ulubiony przykład dotyczy mamy z dzieckiem, które, żeby uzupełnić pompę baklofenową jeździły mniej więcej z Olsztyna do Szczecina. Bliżej nic nie było. A pompa baklofenowa jest genialnym urządzeniem, które łagodzi spastyczność i znacznie podnosi komfort życia wielu chorych. Zakłada się ją i uzupełnia jednak jedynie w garstce ośrodków w Polsce, oddziałów zajmujących się dziećmi jest jeszcze mniej. Pisałam o tym tym tekście. Dla mnie jedynym doświadczeniem tego typu było dojeżdżanie na kontrole po zabiegu zamknięcia PFO do Warszawy. Ze Szczecina. To naprawdę sporo kosztuje.
- Sprzęt służący do przemieszczania się i sprzęt rehabilitacyjny. Jasne - część wydatków w tym zakresie jest refundowana, jednak jeśli chce się wyjść poza niezbędne do przeżycia minimum (albo dobić do minimum w innych przypadkach, nie wiem...), wydatki są pokrywane z kieszeni pacjenta.
- Wyższe rachunki - przy niektórych chorobach wyższe rachunki są oczywistą oczywistością. Niektórym ulgę w bólu przynosi dopiero gorąca, długa kąpiel, inni potrzebują specjalistycznej aparatury, by funkcjonować.
- Opieka i opieka pielęgniarska, ewentualnie koszt przebywania w jednostce opiekuńczej. W
- Utrata życia towarzyskiego - nie wszystko liczymy w pieniądzach, prawda? Ten punkt dotyczy naprawdę ogromnej liczby przewlekle chorych...
Cóż, chorowanie kosztuje, zasiłki są trudne do zdobycia i niskie. Z którymi punktami akurat Ty się zmagasz?
Dodaj komentarz!