Tryptyk o otyłości
Otyość. Wiem, że ostatnio o niej mnóstwo myślę, sporo mówię, trochę piszę.
Zainspirował mnie do tego ostatnio opublikowany raport nt. traktowania osób otyłych i fatfobii w systemie ochrony zdrowia. Napisałam o tym na Instagramie i Facebooku – trochę, z własnego doświadczenia. O pierwszej z poniższych historii. Nie spodziewałam się że będę miała taki odzew od was. No, „nie jesteś sama” to mało powiedziane… „Rozumiem to” jest dla mnie cenniejsze niż milion rad, jakie można mi dać. Dziękuję wam <3 Wiem, że pośród nas jest więcej osób z nadwagą lub otyłością. Ale nie tylko – mających również, nazwijmy to może delikatnie, trudną, niezdrową relację z jedzeniem. Też was rozumiem.
Ponadto przygotowuję się do operacji bariatrycznej, czyli zmniejszenia żołądka. Ale temu poświęcę więcej przestrzeni za jakiś czas.
Teraz zapraszam na tryptyk ;d Pisany w trzech różnych miejscach, przedstawiający trzy różne rzeczy.
Siedzę na ziemi w szpitalu. Mam dziś trzy wizyty związane z kwalifikacją do operacji bariatrycznej. Jest strasznie i jakoś nie mogę skierować myśli na coś innego niż moja otyłość. Przypomina się jedna z najgorszych historii, jakie przytrafiły mi się w związku z moją otyłością.
I
Jak to było?
Jechałam z koleżanką autobusem w sprawach służbowych. Nie mam pewności co się tam zadziało, ale obudziły mnie komentarze jakiejś baby na temat mojej wagi. Leżałam na podłodze, cała mokra, mokra i ona komentowała moją wagę. Baba okazała się lekarką z karetki.
Mówiła pasażerom autobusu, że ważę przynajmniej 150 kg (do 150 kg jednak mi sporo brakuje...) i że ona traci kręgosłup na nas (nie żeby pomagali mi ratownicy, nie ona), że tak się zaniedbałam. Mówiła o tym wszystkim nie do mnie, tylko ale do wszystkich ludzi zebranych wokół. KAŻDY, KTO BYŁ WTEDYWIADKIEM MOJEGPO ATAKU PADACZKI, mógł posłuchać o tym, jakim jestem grubasem. Lekarka, która przyjechała mi na pomoc, komentowała wobec wszystkich mój wygląd.
Akurat wtedy otworzyłam oczy po ataku. W lekkiej nieświadomce zaczęłam się bronić. Pamiętam (potwierdziła o koleżanka, która wezwała pogotowie), że powiedziałam jej, ile ważę, a ta głupia pizda (nie umiem o niej inaczej myśleć) mówiła, że ona tyle waży i żebym zobaczyła, o ile lepiej wygląda.
CZAICIE?
Podobno przystopowała, kiedy koleżanka powiedziała jej, że z tego co wie to zmagam się z dużymi problemami zdrowotnymi. Ratownik/ratownicy (nie pamiętam, naprawdę po atakach jestem skołowana i w bólu przez kilka godzin co najmniej) byli raczej spoko. Ona mniej, ale jak się dowiedziała, że jestem po trzech udarach mózgu i mam padaczkę, też się zamknęła.
Niepotrzebnie się broniłam na tej nieświadomce, naprawdę. Niepotrzebnie jej mówiłam ile ważę, skoro diagnostycznie to dla niej nie miało znaczenia, bo przywołała moje „150 kilo” po to, żeby mnie wyśmiać, oskarżyć, albo otrzymać trochę współczucia od moich współpasażerów.
No pogięło tę lekarkę.
Ja nie mam pojęcia, jak wyglądała. Nie widziałam. Nawet mnie to nie interesowało. Powinnam była odpuścić. tak jak nigdy się nie licytuję na problemy zdrowotne, nie licytuję się na dolegliwości, nie wdaję się w rozmowy, kto ma gorzej. No, ale byłam po ataku padaczki. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Czułam się zawstydzona, upokorzona, wściekła, i to zamknięta w swojej popadaczkowej nieporadności, kiedy sama nie wstanę na nogi, kiedy nie myślę jasno. Pewnie w karetce płakałam ze wstydu. Ale nie wiem, bo to była kolejna podróż karetką, której kompletnie nie pamiętam.
Pamiętam za to, że ratownicy rozmawiali ze mną naprawdę ok, powiedziałam im o moich chorobach, o tym, że zwykle nie mam podwyższonego ciśnienia… Wiem też od koleżanki, że współpasażerowie zachowali się naprawdę spoko. Odsunęli się, żebym miała dostęp do powietrza, ktoś podał mi wody, ktoś oblał wodą, żeby mnie ocucić. Nie wiem, jakby było, gdyby koleżanka nie była ze mną. Wiem, że na tamten moment ludzie naprawdę zachowali się spoko i za to jestem wdzięczna.
Jasne, sytuacja z tamtą babą nie była pierwszą, kiedy lekarz w nieprzyjemny sposób komentował moją wagę. Klepano mnie po udzie, łapano za brzuch i nim potrząsano z tekstem, że „tym trzeba się zająć/że muszę trochę sadełka zgubić/że z taką wagą to.../cokolwiek innego. Nieprzyjemne albo nawet poniżające sytuacje u lekarzy miały miejsce wiele razy.
Ale chyba tylko przez tę pizdę płakałam.
Z drugiej strony są lekarze i ratownicy, którzy naprawdę potrafią się zachować. Po prostu. Nie wiem, czy to zależy od humoru, czy od tego, jakie wychowanie wynieśli z domu. Zauważam to. I bardzo doceniam. Doceniam, kiedy lekarz informuje mnie, a nie ocenia. Nie potępia.
II
Ostatnio towarzyszyłam komuś w wizycie u psychiatry jako dodatkowa para uszu (osoba ta niedosłyszy, a ja jestem wprowadzona we wszystkie jej problemy zdrowotne). To była już kolejna wizyta, poszłyśmy do kontroli, po receptę, wyjaśnić wątpliwości. Przez część wizyty doktorka zajmowała się nią. Przez większość – mną. Moją wagą.
Komentowała, podpytywała, polecała, opowiadała. Miałam ochotę krzyczeć, żeby zajęła się jej pacjentką, a potem swoim nosem, żeby wypier… Sami wiecie, co. W głowie tyle myśli, na języku nic.
Zaoferowała mi swoje odchudzające chlebki, nie skorzystałam.
Później oczywiście przemyślałam sprawę, pogadałam z bratam, psycholożką, ułożyłam sobie pewne rzeczy w głowie... Wiem, jak mogłabym jej odpowiedzieć, ale wiecie, jak jest – to nigdy nie przychodzi na czas, a przede wszystkim wtedy, kiedy jesteś po udarach mózgu i szybka analiza sytuacji nie należy do twoich mocnych stron.
Nie wiem, czy za trzy miesiące chcę znowu asystować w wizycie u tej lekarki. Pewnie będę się czuła zobowiązana, bo w końcu opiekuję się tym kimś od początku jej problemów ze zdrowiem. Pewnie pójdę do tej lekarki, ale jest we mnie tyle złości, że trudno to opisać. Tym razem nawet nie wstydu, tylko złości. Nie mną ma się ta baba zajmować, serio.
III
Przedwczoraj poszłam z Arunem i Michałem, przyjacielem z liceum na Wieloryba. Wiecie (lub nie wiecie), ten nowy film Aronofsky’ego. Film z grubsza (hehe) o facecie, który waży tak dużo, że nie rusza się z domu.
Nie jestem recenzentką, więc ucieknę od recenzji. Napiszę tylko kilka słów o tym, jak film rezonuje we mnie, jako osobie otyłej.
Czy był dla mnie wstrząsający? Raczej nie, ale to dzięki jego ogromnej teatralności, która jednak lepiej się sprawdza w teatrach, niż w filmach. No to kompulsywne objadanie się nie było pokazane tak drastycznie, ale ważne, że było w ogóle.
Czy był to obraz o otyłości? No właśnie nie.
Ja w nim widziałam inne rzeczy, napięcia między egoistycznym współczuciem i empatią. Pomocą i przemocą. Poddaniem się i akceptacją. A także przyczyną i skutkiem.
Każdy z tych punktów mogłabym rozwinąć na kolejne strony. Co do jednego. Chciałam o nich napisać, chociaż kilka punktów, ale nie chce mi się, nie mam dziś energii:D Czuję jednak, że jako osoba otyła mogłam jakoś inaczej czuć ten film niż przyjaciele po mojej prawicy i lewicy. Nie mówię, że lepiej, bardziej, po prostu inaczej. Wyciągnęłam z filmu te napięcia i cienkie, chociaż wyraźne granice.
***
Mogłabym o tym mówić i mówić, a potem jeszcze więcej mówić, nastepnie na deser więcej mówić. Ale gdzieś trzeba postawić kropkę. Stawoam ją zatem tutaj. Później będzie więcej ;)
Was proszę o trzymanie kciuków za kwalifikację do operacji. Przyda mi się każda ciepła myśl!
Dodaj komentarz!
Ja po udarze też się dowiedziałam że powodem była moja nadwaga, ja nie rozumiem. U małych dzieci też??? Szkoda gadać głupoty się nie leczy
Odpowiedz