Tia...TIA - czy to tzw. mikroudar, czy przemijający atak niedokrwienny?
Kilka lat temu jechałam z przyjaciółką autem. Rozmawiałyśmy, coś jej opowiadałam, wjeżdżałam na parking do centrum handlowego, nagle zaczęłam bełkotać.
Kasia co ci jest? CO CI JEST? Kasia co ci jest... słyszę w kółko przerażone wołanie przyjaciółki.
Na szczęście udało mi się wcisnąć hamulec, udało się zatrzymać auto
(Kasia co ci jest? CO CI JEST? Kasia co ci jest),
nie udało się wrzucić luzu, bo nie udało mi się złapać dźwigni zmiany biegów.
Słysząc przerażone Kasia co ci jest? Kasia co ci jest? i klaksony z każdej strony odpadłam, straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam? po minucie? dwóch? po pół minuty?, wszystko było w miarę ok, ręka działała, mogłam mówić, ale byłam przerażona, bałam się ruszyć autem.
Koleżanka przyprowadziła - nie wiem, medyka? ratownika? odźwiernego? - który nie chciał mi przestawić tego auta. W końcu, się dał namówić, choć nie wolno mu było... Chyba przestraszył się klaksonów. Posadził mnie na ławce i od razu zmierzył ciśnienie. Z tego co pamiętam, było bardzo wysokie. I to wszystko. Bardzo nie chciałam jechać do szpitala się sprawdzać, bo kto jeździ z jednym omdleniem, zadzwoniłam po tatę. Tak przeżyłam swój pierwszy (?) udar - TIA, mikroudar, przemijająy atak niedokrwienny.
Czym jest TIA (Transient Ischemic Attack)? To coś jak króciutki udar niedokrwienny, którego wszystkie objawy ustępują przed upływem 24 godzin. Ręka (wówczas prawa!) nie działała mi może kilka minut, tak samo jak mowa. Nie wiem czy miałam krzywą buzię,nie widziałam się i nie wiedziałam, że to może być udar. Czym jest TIA dowiedziałam się dopiero wtedy, kiedy odwiedzali mnie znajomi w szpitalu i wtedy nabrałam pewności (99,5%), tak jak moi lekarze. Dlaczego nie mam pewności? Bo jak każdy uparlam się, że nie trzeba do szpitala, nie ma mowy, typ omdlenie, zmęczenie i nic strasznego. Badania zaczęłam później, krew, tomografy, rezonanse, wszystko po kolei. Wtedy wyszedł zbyt wysoki poziom cholesterolu, niewielkie dziury w mózgu (na początku były guzami;)
Mam trochę żal do pani neurolog że wtedy nie padło nawet słowo udar, padło tylko że wg WHO każdy ma prawo zemdleć raz w życiu, chociaż wiedziała o bełkotliwej mowie i niedowładzie. Nazywałam to na pewno inaczej, ale to nie szkodzi, pokazywałam pewnie jak próbowałam chwytać i mówić, nie znałam wówczas słowa niedowlad.
Zastanawiam się czasem, czy gdybym wówczas jednak trafiła do szpitala, czy byłaby szansa uniknąć kolejnego udaru, tego przez którego mam teraz tyle kłopotów teraz. Nie sądzę, bo po jednym udarze nie zamykają dziury w sercu - żeby zakwalifikować do zabiegu zamknięcia PFO trzeba dwóch udarów.
I powiem wam że strasznie trudno się połapać czym tak naprawdę jest TIA. Ze 3 razy dostałam zjebkę za użycie słowa mikroudar. Pani na oddziale ratunkowym szczególnie ostro zwróciła mi uwagę, że to UDAR MÓZGU, tylko że jego skutki szybko minęły. I tak raczej piszą w różnych wywiadach i artykułach. A potem poszłam na komisję ZUS i dostałam zjebkę za to ze nazwałam swoje TIA udarem. Gdybym umiała jeszcze dyskutować, powiedziałabym co mówią lekarze poza zusem. Ale byłam klebkiem nerwów i umiakam mówić tylko dobrze, dziękuję bardzo, dziękuję dobrze. I odpowiadać najlepiej jak umiałam (niewystarczająco dobrze) na pytania.
ja tam wierzę , że mój miniudar był prawdziwym udarem. I wiem już, że ma każdy niedowlad, każda bełkotliwa mowę od razu powinna wylądować na oddziale ratunkowym.
Dodaj komentarz!
Ja swoje tia zaliczyłam nietypowo bo jakieś 3 miesiące po "prawdziwym udarze". Było lekkie mrowienie twarzy, lekko opadnięty kącik ust ale i tak rodzina od razu zawiozla mnie do szpitala gdzie leżałam tydzień na obserwacji. I dopiero 2 miesiące później zamknęli mi otwór w sercu.
Odpowiedz