Spokój mi tu!
Przed udarem byłam dość aktywna, często wypadałam na koncerty, mogę policzyć przypadki, kiedy odmówiłam imprezy, lato bez festiwalu muzycznego było dla mnie udanego lata (nawet kiedy nie miałam ochoty ruszać tyłka), hałas dworca, chaos lotniska i ruch Nowego Jorku w godzinach szczytu nie były mi straszne, wręcz przeciwnie, potrzebowałam ich jak powietrza.
Byłam dzieckiem z miasta, wiecznie zajętym, wychowanym w hałasie centrum i myślałam, że jeśli będę się wybierać na wakacje na wsi to po to, żeby wziąć udział w jakiejś imprezie.
Aż tu nagle.. bach.
Na początku, kiedy leżałam w szpitalu, nie widziałam że coś się dramatycznie zmieniło, ale kiedy wyszłam na wolność do całego chaosu świata, okazało się, że hałas, zgiełk i głośność są bardzo irytujące i męczące.
Wyjście do sklepu osiedlowego jest dla mnie ok, lecz centrum handlowe wywołuje chęć ucieczki. Komunikacja miejska to chyba największy koszmar dla mnie: nie dość że mam mdłości, to jedni gadają, drudzy kłócą się przez telefon, inni mimo słuchawek dzielą się ze wszystkimi tym, czego akurat słuchają. Mój dom rodzinny jest z kolei domem, gdzie na okrągło słychać radio albo telewizor, a ponieważ nie robimy się coraz młodsi, głośność jest co chwilę podkręcna. Oczywiście nie przeszkadza to w rozmowach. Dlatego jak jestem sama, telewizor jest bezwzględnie wyłączany, chyba że coś oglądam/ćwiczę przy jutubcu. Dlatego cały czas drę buzię na rodziców, kiedy wychodzą z mojego pokoju i nie zamykają drzwi.
Przestałam też słuchać muzyki, a jeśli już, to już nie puszczam jej na pełen regulator, żeby było słychać salon przy sprzątaniu łazienki, lecz po cichu, na słuchawkach. I szybko się męczę. Wyjście na imprezę jest możliwe, ale szczerze mówiąc wolę spotkania w kilka osób i spokojne, gdzie nie muszę za dużo ogarniać (na raz). Dużo ludzi mówiących na raz to mój koszmar senny ; p ale mam na to sposoby:) jednym z nich jest zamknięcie się w kiblu na chwilę.
Od udaru byłam tylko 3 razy na koncercie, z czego raz w filharmonii i raz w teatrze. A kiedy szłam na te nieszczęsne juwenalia, żałowałam tej decyzji już od otworzenia drzwi w samochodzie. Bawiłam się nawet dobrze, na tyle, na ile można bawić się dobrze w pralce, która kręci, odwirowuje, potem wypluwa. Trzymałam się blisko znajomych, bo bałam się, że to wszystko mnie przytłoczy albo rozchoruje - dostanę ataku paniki, co nie jest wskazane, bo po nim tylko kłopoty. Szczerze mówiąc, często w sytuacjach, w których wybitni nie mogę się skupić lub czuję się jak w tej koszmarnej pralce, czuję, że zacznę histeryzować. Wtedy zatrzymuję się, staram się skupić myśli na jednej, prostej rzeczy, na przykład na ukryciu się w cichszym sklepie, żeby trochę pooddychać głębiej i się uspokoić. A gdy mogę, siadam na kanapie i robię sobie ćwiczenia oddechowe.
Wszystko, żeby nie dopuścić do paniki. Jeśli czuję, że chaos jest zbyt duży i go nie ogarnę, czasem kryję się w łóżku. Tylko potem ciężko mi je opuścić, a wtedy dzień z głowy - i mimo że niby nic nie robię bo nie pracuję, mam strasznie dużo do roboty, co mnie też trochę przytłacza. Ale trudno, przecież sama sobie to narzucam, żeby szybciej dojść do pełnej formy. Czasem zastanawiam się, jak mogłam nie zauważać, w jakim wielkim pędzie jest wszystko wokół i jak mogłam ten pęd uwielbiać.
Teraz najchętniej obserwowałabym wszystko z daleka, żeby nie pogarszało dodatkowo mojej formy - bo od chaosu naprawdę robię się zmęczooooooooona. Wydaje mi się że zdrowej osobie ciężko będzie to zrozumieć, a i mój opis nie jest do końca trafny, bo nie znajduję słów żeby dobrze opisałyby jak ten wszechobecny hałas i chaos na mnie działają. Efekty są niezmienne - zmęczenie, potrzeba wyciszenia i odpoczynku, nie tylko fizycznego. Po udarze ciężko ogarnia się rzeczywistość - nawet tę najbliższą i najbardziej znajomą a rutyna jest całkiem dobrą przyjaciółką. Ale jest dobra rzecz z tego wszystkiego wynikająca - lepiej (jeszcze nieidealnie!) utrzymuję porządek wokół siebie. Powolutku pozbywam się niektórych rzeczy, które nie są mi niezbędne (nic nie poradzę na to, że większość jest mi niezbędna...). Akurat teraz mój pokój jest chaosem po przemeblowaniu, dlatego będę z nim dalej walczyć jutro, bo dziś już pora na nicnierobienie.
Dodaj komentarz!