mój sukces. moja motywacja. dzisiejszy światowy dzień udaru mózgu - 29.10.2016:)
Myślałam sobie, że należy nam się jakaś ładna notka na dzisiejszy Światowy Dzień Udaru Mózgu. Może jakieś wideo nawet... ale jestem tak wymęczona, że niczego nie wymyśliłam. kreatywność nie jest moją mocną stroną, poza tym.
Ale postanowiłam zrobić coś innego. Pochwalić się czymś i opowiedzieć o kilku rzeczach wokół. napisałam artykuł. który można przeczytać nie na moim blogu tylko w internetach. i został opublikowany jak chcecie go przeczytać, kliknijcie tutaj
Piszę o tym, z kilku powodów.
Oczywiście rozpiera mnie duma i trochę chcę się pochwalić, ale nie tylko. Chciałam wam powiedzieć, że nie było łatwo. Sam proces pisania był bardzo ciężki i przestałam przez niego ćwiczyć (słowo!), boli mnie głowa cały czas i stresuję się z miliona powodów. Że praca była niesamodzielna, przyjaciółka (której kiedyś będę za to płacić, bo jest naprawdę najlepszym edytorem/korektorem na świecie;) mi go wyedytowała (mówi że niedużo;).
Że jest niewystarczająco dobry. Że się nie wyrobię z następnym tekstem. Że mi podziękują za współpracę. Że, że, że...
To tylko staż, nie wymagają zbyt wiele. Ale i tak mam w sobie mnóstwo strachu i wątpliwości.
Ale idźmy dalej. CV do tej organizacji wysłałam na krótko przed drugim udarem. jak się odezwali ostatnio, miałam mnóstwo wątpliwości. Miliardy. Ale napisałam tekst, którego nikt nie przeczytał i dostałam się samodzielnie. Nie było to łatwe, ale się udało. Tylko że pracowałam na to od (sprawdzam...) 9 maja 2015 roku, kiedy opublikowałam pierwszą notkę na lewaczce.
Pisanie ćwiczę codziennie. Piszę tutaj, na swojej anglojęzycznym udarowym blogu, i w życiu nie byłam taka zdeterminowana w pracy.
To jest półtora roku rehabilitacji. Nic nie przyszło z dnia na dzień. Ale nie byłabym taka zdeterminowana, gdybym nie wiedziała, że warto być tu z wami, na tej stronie. Jak dostaję wiadomości takie jak ta, to skaczę z radości pod sufit.
Bo widzę, że coś to coś ma sens. A jak takie:
to jestem tak głęboko wzruszona że aż czasem mi łezka leci. A kiedy dzielicie się ze mną swoimi historiami, czy prosicie o pomoc, czuję się zaszczycona. I wiecie co - bez tych Waszych wiadomości i wsparcia rodziny i przyjaciół, nie byłoby mojego artykułu:) A szczerze myślałam, że to się nigdy nie uda. Także tego.
Dodamy łyżkę dziegciu w ten miód, bo jest zbyt słodko;) Wiem, że bardzo wielu ludzi po udarach nie wróci do pełnej sprawności. Jest tak i w moim przypadku. Mimo że jestem prawie jak przedtem. Ale PRAWIE robi wielką różnicę, jak wiemy:)
Niektórym być może nie wróci coś superpodstawowego, nie wiem, np. nigdy nie będą w stanie chodzić. To mnie strasznie dołuje i czuję się winna czasem, że tyle gadam o pracowaniu nad sobą, skoro stanięcie na nogi i rozruszanie ręki przyszło mi tak szybko. Ale przekonałam się, że racjonalne dostosowanie swoich oczekiwań (managing your expectations - na naszym Panelu;) to sformułowanie pojawiało się co kwadrans) może przynieść.
Choć często żartuję inaczej, jakoś nie oczekuję, że wygram maraton nowojorski i zdobędę nagrodę Pulitzera za najlepszy reportaż. Moje oczekiwania są dużo mniejsze i mogą zmieniają się z czasem. Idziemy krok po kroku. I jak spojrzy się na te kroczki, nawet drobne, to się widzi, że droga była superdługa.
I się nie kończy jutro albo za miesiąc;) - dlatego - mimo dużego doła po drugim udarze (niech go szlag trafi!) czasem wątpię i się użalam nad sobą;)
ale to kwestia depresji. Ogólnie to widzę gdzieś tam dla siebie nadzieję.I dla was:) No a teraz to wysyłam wszystkim masę dobrych myśli na światowy dzień udaru mózgu. Życzę wam, żeby się wam nigdy nie przytrafił lub nie przytrafił ponownie:) I z tymi słowami kończę te koszmarnie patetyczną notkę i lecę konwersować po hiszpańsku. Miłego dia! Un buen dia wam życzę:D
Dodaj komentarz!