mój kolejny epizod padaczkowy
Co mogę powiedzieć. Byłam przerażona. Kolejny epizod padaczkowy za mną. Epileptyk poudarowy ze mnie pełną gębą.
Złapało mnie w moim bezpiecznym łóżku, kiedy odpoczywałam po trudach ostatnich dni I marzyłam, żeby przeszła mi prawiemigrena. Nie pamiętam, czy złapało mnie w czasie snu, czy raczej jak leżałam jeszcze, ale pamiętam za dużo.
Byłam przerażona.
Pamiętam przerażonych rodziców i fakt, że no kurde nie oddychało mi się łatwo. Opanowanie tego siłą woli nie wyszło. Nawet nie wiem, czy jest to możliwe.
Mam jednak wrażenie, że nie próbowałam za bardzo. Że nie miałam siły nas walkę i odpuściłam. Nie jestem tego pewna, ale jeśli tak było, to przepraszam moich rodziców :)
W szpitalu przeżyłam jedną ze swoich najgorszych nocy, które do tej pory spędziłam w szpitalu. Po pierwsze: pani pielęgniarka nie pozwoliła mi zatrzymać swini. Dlaczego? Nie rozumiem. Po drugie, nie dostałam poduszki.
Wiem, że szpital to nie hotel, ale kur...
Po trzecie, podarlam swoją "koszulę nocną", czyli przewiewną sukienkę, w której chodzę po domu w upały. A nie miałam bielizny. Zatem miałam wrażenie, że jestem goła. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie na świecie. Mniej traumatyczne niż epizod padaczkowy, ale zawsze kiepskie.
Usłyszałam jeszcze, jak poprosiłam o wodę, że jak mi się chce wymiotować, to przecież się wyklucza. Dostałam zatem miskę na wymioty, nie a nie wodę. Tzn. wodę dostałam dużo dużo wcześniej.
Chodziłam zatem do łazienki pić kranówkę. Kranówka mi nie przeszkadza, ale wycieczka do łazienki, kiedy jestem podłączona do kroplówki, już trochę tak.
Oczywiście w tym wszystkim najgorszy jest ból, na który raczej się nie dostanie skutecznego lekarstwa, bo w polskich szpitalach panuje polityka "paracetamol na wszystko". Kiedy lekarz zapytał, jak się czuję, informację o bólu głowy skomentował tym, co tygryski lubią najbardziej: no tak bywa po ataku.
Nie dostałam też L4. Pewnie trzeba było się kłócić, pewnie to moja wina, ale mój przyjaciel-lekarz skomentował to słowami, że to "nieładnie z ich strony".
Znalazłabym jeszcze kilka minusów tej nocy, powiem o innej zmianie, która zaszła w moim życiu.
W końcu rano wyszłam ze szpitala na poniedziałkowe gorące słońce.
Do środy byłam bardziej wyczerpana niż zwykle, a w czwartek, dość szaleńczo, pojechałam do Berlina na wystawę Banksego. ;)
Kiedy wstaję do toalety, słyszę zmartwione "CO SIĘ DZIEJE?" i jakoś myślę, że ten napad oddalił perspektywę mojej wyprowadzki z domu o kilka lat świetlnych.
mam jakieś poczucie, że to wszystko się stało, bo jestem ostatnio przemęczona. Dlatego
obiecuję,
sobie, rodzinie, przyjaciołom i lekarzom,
że będę więcej odpoczywać.
Dodaj komentarz!
Komentowałam już, że bardzo Ci współczuję. Przykro mi, że ta cholera nie odpuszcza. I że tak Cię potraktowano w szpitalu. Qrczę ostatnio docierają do mnie niepokojące wieści o chorobach przyjaciół. Koleżanka od paru miesięcy cierpi na chroniczny nie do końca zlokalizowany ból, którego nikt jakoś zdiagnozować nie może. Dziewczyna kolegi nagle doznała jakichś neurologicznych objawów typu splątanie, zez itp i mimo 2 miesięcy w szpitalu nadal nikt nic nie wie. Niby jest jakaś zmiana w mózgu niby nie ma... Nie rozumiem??!! Czemu tak?? I czemu jeszcze traktują nas niekiedy jak byśmy sami na własne życzenie cierpieli??? Gdzie zwykła ludzka życzliwość i empatia? Dlaczego do cholerny nie dostałaś poduszki????
Odpowiedz