Spotkałam starego znajomego w barze.
I rozmawiamy. Nie pamiętam już, skąd to wyszło, ale zaczęłam mówić coś o stracie po chorobie.
Ja: jak tracisz to wszystko co było wcześniej, alkohol, papierosy, imprezy, słodycze, znajomych, colę, muzykę… to tak jakbyś stracił tożsamość. A przynajmniej część niej.
On: to znaczy, że budowałeś tożsamość na złych rzeczach.
Ja: hmmm.
Zonk.
Kolega ma rację.
Wkładam do szufladki „przemyśleć to”.