Renta ZUS po raz czwarty:)
Po raz kolejny zostałam rencistką. Renta z tytułu niezdolności do pracy jest moja. Ja vs. ZUS: 3:0.
Udało się. Jupiiiii!
Muszę powiedzieć jednak, że tym wszystko szło mi dość opornie. Miałam problemy ze skompletowaniem papierów. Czas oczekiwania na komisję ZUS był koszmarnie długi: zapowiedziane z początku 9 tygodni (sic!) okazało się być bajeczka. Milion kilogramie nerwów. Codziennie wracałam do domu z myślą, czy zastane list od ZUS z wyznaczonym terminem. To było całkiem zabawne, bo w ostatnich miesiącach dostaliśmy na nasz adres sporo listów od tej tej upadającej instytucji. Dziadek umarł, więc korespondencja dot. tej sprawy przychodziła stosunkowo często. Plus jakieś rzeczy dot. pitow itd, a ja za każdym razem miałam nadzieję że to list z wyznaczonym terminem komisji.
W końcu doszedł, wiecie jak to jest. Jeśli nie zapraszam do wyszukania moich wpisów z lat poprzednich:)
Teraz: nieprzespana noc, mdłości rano, ból brzucha po, długie czekanie, badanie, DŁUGIE CZEKANIE, zdziwienie, ulga, mdłości, hotdog, chwalenie się całemu światu, plany wyprowadzki.
Mam kilka przemyśleń.
1. ZUS nie jest od tego, żeby się uśmiechać To smutne. Bardzo smutne. Jestem uprzejma wstosunku do ludzi, uśmiecham się na dzień dobry i do widzenia, ale w ZUS nie wypada. Nie pamiętałam. Mam wrażenie, że uśmiech jest postrzegany jak objaw zdolności do pracy.
2. Próby zazartowania. W zasadzie jak wyżej. Niestety. Szczególnie u mnie to problem. Bo w zależności od nastroju (i poziomu stresu), smutek albo śmiech leje mi się uszami. Przy stresie mnie mrozi, się potem żartuję.w ZUS NIE WOLNO.
3. większość osób przychodzących do ZUS wygląda na zdrowe. A pewnie są niezdolne do pracy, a przynajmniej w to wierzą. Może częściowo. Może mają tak, jak ja, że czasem mają pełno energii, w innych przypadkach zero i ból i ręka źle i głowa boli i tylko śmierć.
4. W ZUS starasz się pokazać, że, chociaż jesteś tam, żeby stwierdzić niezdolność do pracy, całe życie ci nie idzie. Moim zdaniem nawet nie kłamiąc się oszukuje.
Orzecznik pyta - opowiesz o wszystkim złym, pominiesz to, że np. pamięć ci się polepsza. Że daleko ci do ideału, się się poprawia.
Moim zdaniem, wynika to z faktu, że ZUS i klient nawzajem sobie nie ufają. Wiesz, że orzecznik postrzega cię jak oszusta, o czym świadczą wszystkie historie twoich znajomych, którzy naprawdę potrzebują, a nie dostali. Nie ufasz mu zatem, że potraktuje cię bez uprzedzeń. Więc łatwiej jest przemilczeć, wyolbrzymić lub (to się też niestety zdarza...) sklamac.
Nie zajakniesz się, że masz dobrze dobrane leki, lub że radzisz sobie na wózku bardzo dobrze. A ponieważ nie odzywasz się niepytany, absolutnie nie wspomnisz, że w sanatorium było fajnie, chociaż byłeś sam.
5. ZUS jest... ech Ok: gdybym wiedziała, że będę czekać na komisję kilka miesięcy, zamiast 6 tygodni, złożyłabym papieru wcześniej. Bo teraz nie przysługują mi zniżki na tramwaje, pociąg (te 2 w roku) itp. tego nikt mi nie zwróci.
To wszystko na szybko tym razem.
ZUS męczy i frustruje. Zmęczył mnie i ludzi wokół mnie. a z drugiej strony dał rentę na 2 lata. Niedługo będę miała kolejną komisję (jeszcze nie złożyłąm papierów), bo kończy mi się orzeczenie o niepełnosprawności.
Cóż - życie. Ciekawe, czy kiedyś będę pracować na etat bez żadnych orzeczeń. Może:)
Dodaj komentarz!
Współczuję serdecznie tych wszystkich przejść z ZUS. To strasznie upokarzające.I tak jak mówisz człowiek mówi tylko część prawdy. Ja zawsze mam tam wrażenie, że jestem tam kompletnie bezprawnie. Szczególnie jak mijam na korytarzu osoby w gorszym stanie. Ostatnio badał mnie lekarz, który był bardziej niepełnosprawny niż ja. Teraz czekam na chyba już ostateczny wyrok sądu. Jak spotykam się z różnymi lekarzami na innym niż ZUS gruncie zawsze slyszę:ale Pani Sylwio przecież na pierwszy rzut oka widać jak Pani chodzi, przecież Pani się należy. Najwidoczniej punkt widzenia zależy od punktu siedzenia....
Odpowiedz