o byciu siłaczka
nie ukrywam, że dzięki swojemu blogowi otrzymałam tyle wsparcia, ile mało kto otrzymuje. dodając do tego jeszcze rodzinę, to pływam we wsparciu jak w Morzu Martwym.
Ostatnio ktoś znowu nazwał mnie siłaczką. Byłam nazwana siłaczką przez tyle osób w ostatnich latach, że aż uwierzyłam w swoją silę. Kasia-Siłaczka-Lewaczka. Dobrze to brzmi.
Ale ta walka, w której jest jasno określony przeciwnik. To mogę być silna. I jestem. W wielu obszarach życia, naprawdę:)
Ale są i takie, w których jestem słabeuszem kruchym jak słone paluszki. I chciałabym to przyznać. Są obszary, w których jestem mocarzem, inne, w których nie ma co się na mnie oglądać. W których załamuję się szybciej niż przeciętna Kowalska.
jesteśmy w sferze internetu, pokazujemy to, co chcielibyśmy pokazać. To jak z facebookiem: ilu znajomym zazdrościcie fajniejszego życia tylko dlatego, że widzicie ich posty na ścianie?
eJa naprawdę wybieram rzeczy o których piszę. te, które dotyczą bezpośrednio udaru lecą jak leci. Inne już nie. Nawet mi jest trudno w to czasem uwierzyć, ale moje życie nie składa się tylko z walki z udarem. Już nie.
Jesteśmy czymś więcej, niż chorobą. Ja też;)
Dlatego ostatnio aż trochę się czuję oszustką, kiedy słyszę (od was, moich kochanych czytelników), że jestem silna i odnalazłam w sobie mnóstwo radości życia. Po prostu. Bo mi też jest ciężko, jestem krucha i bywa mi smutno. Bardzo często.
tych momentów nie pokażę. Nie dlatego, bo ich nie ma, nie dlatego, że się ich wstydzę, tylko dlatego, że nie bardzo są związane z udarem. A jeśli są, to już gdzieś te rzeczy pisałam. A przede wszystkim dlatego, że wchodzą w sfery, o których nie chcę pisać;)
zatem bywa tak, jakbym pokazywała wam 50 z 1000 zdjęć z wakacji. Są super, ale naprawdę zostają te inne, na których widać przewrócony śmietnik w tle i kolejkę do wejścia do muzeum.
Nie mam nic przeciwko miłym słowom, dają mi mnóstwo energii i przyjemności:) Często dzięki nim moja samoocena nie spada do zera, ale chciałabym naprawdę, żebyście pamiętali, że staram się pokazać co można i jak można, a przede wszystkim że można.
Ale to odnalezienie miejsca, radości i postrzeganie mnie jak chodzącej pozytywności jest nieco na wyrost. Po prostu:) Pamiętajcie:
MEDIA KŁAMIĄ.
Ja nie kłamię niby, ale nie robię z siebie reality show, tylko przedstawiam siebie w sposób, w ejaki się przedstawiam.
Mogłam powiedzieć gdzieś coś mniej, mogłam coś więcej, jestem tutaj sumą swoich tekstów. Cieszę się, że mnie raczej lubicie, ale pamiętajcie, że tutaj jednak czytacie tekst, a rozmawiacie z człowiekiem.
W sumie takim jak większość z nas. Dziś połączył mi się moment euforii i wiele rozpaczy. I o czym napiszę?
O niczym. Bo to bez znaczenia dla tematu bloga i jakoś nie chcę tego sprzedawać. Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że nie ma mi czego zazdrościć, porównywać, że jest różnie. I że siła i radość przychodzi na zmianę ze słabością i rozpaczą. No nie wiem, to chyba jest normalne.
Chcę się uśmiechać, bo to ćwiczy policzki i w ogóle robi dużo dobrego. A pod względem udarowym jest u mnie raczej dobrze. Nie będę na to narzekać, bo po co;)
Dodaj komentarz!
akurat natknęłam się na hafty! ;) https://www.facebook.com/groups/praca.w.kulturze/permalink/1147679585283699/ Garść ważnych informacji dla zainteresowanych! Zakres obowiązków poszukiwanej Asystentki lub Asystenta Praca, którą proponujemy to praca raczej dla osoby studiującej, bądź zmierzającej do końca studiowania, posługującej się językiem angielskim. Poszukujemy kogoś kto jest w stanie w zakresie 1/4 etatu poświęcić czas na: prowadzenie bloga Szkoły haftu dla pań i panów Złote rączki, co wiąże się z przygotowywaniem tekstów, wyszukiwaniem i publikowaniem materiałów zdjęciowych, aktualizowaniem informacji a także aktualizowaniem archiwum publikacji prowadzenie strony internetowej Moniki Drożyńskiej, zamieszczanie tekstów i aktualizacja informacji znajdujących się na stronie a także pomoc przy jej projektach artystycznych w zakresie określonym przez artystkę przygotowanie newslettera Szkoły haftu dla pań i panów Złote rączki oraz rozesłanie go do grup kontaktowych prowadzenie fan page Szkoły na portalu społecznościowym Facebook uczestniczenie w życiu i wydarzeniach Złotych rączek oraz ich promowanie (media, portale społecznościowe, plakaty) pomoc w przygotowaniu projektów podejmowanych w ramach Szkoły (wystawy, warsztaty, spotkania otwarte, projekty artystyczne
Odpowiedz
Kasiu ja juz po orzeczniku. Stresik byl . Jednak po przedstawieniu dokumentacji Pan orzecznik stwierdzil całkowita niezdolność do pracy na kolejne dwa lata. Trzymaj się będzie dobrze. Wojtek
Odpowiedz
Jakieś dwa-trzy lata temu byłem w podobnej sytuacji. Orzecznik nie zauważyła choroby, bo można ze mną się porozumieć. Po odwołaniu powrócił spokój ducha. W międzyczasie była kolejna komisja i spokój ducha nadal trwa (cały czas jestem na rencie). To czy inaczej - główa do góry i powodzenia.
Odpowiedz
jak ta sarna!
Odpowiedz
Witam. Ja porażenie mialam w lutym. Po trzech tygodniach ćwiczeń, fizjoterapi i masażu twarzy objawy porażenia ustąpiły. Najważniejsze aby w pierwszym etapie leczenia ogrzewać miejsce porażenia. Pani neurolog powiedziała że nerwy lubią ciepło. Cały czas piłam ciepłe napoje, krople do nosa i oczu także zakraplalam podgrzane. Stosowalam ciepłe kompresy na twarz. Pozatym robilam samodzielnie masaż przy pomocy masazera z podgrzewaczem oraz kilka razy w tygodniu chodziłam na masaż twarzy. Ćwiczenia które wyko ywalam w domu pobralam z Youtube. Najważniejsze aby się nie załamywać i być konsekwentnym kilka razy dziennie wykonywać ćwiczenia plus masaż oraz rehabilitacja i wszystko będzie ok :) życzę powodzenia w leczeniu tym którzy dopiero zaczynają.
Odpowiedz
Przykro mi czytać ten wpis. Wiesz dlaczego? Bo uświadomił mi jakiego pieprzonego fuksja miałam/mam. Lewą ręką jestem już w stanie na prawdę dużo zrobić, siegnę talerz z półki, doniosę go z obiadem na stół, przytrzymam pomidora kiedy go kroję.... A to że nie za długo wytrzymam z wyprostowaną do góry ręką... Albo że w podporze po 10 minutach zaczyna lekko drżeć... Lewa stopa nie chce się jeszcze podnosić i w związku z tym zdzieram swoje ukochane buciory do mięsa... Ale przecież do diabła chodzę sama, jeżdżę komunikacją pozałatwiać różne sprawy, te ważne i te trochę mniej... Najbardziej tak na prawdę dokucza mi ciężki umysł.. Męczy mnie czytanie, nudzi,nuży...od dwóch miesięcy zbieram się do wypełnienia papierów o rentę i ilość pustych kratek odpycha mnie na maksa. Mało rzeczy na prawdę mnie cieszy.. Co prawda pławię się w nieoczekiwanej miłości i odnajduję radość w drobiazgach z przygotowań do ślubu. Ale wciąż żyje przeszłością. Tamtą Sylwią... Sprawną, biegającą, jeżdżącą na rowerze... Bystrą, oddaną pracy, robiącą kilkanaście rzeczy naraz... A co jeśli już nigdy nią nie będę?? Usłyszałam kiedyś, że tylko niewielki procent udarowców wraca w 100 procentach do sprawności sprzed... I strasznie mnie wkurza każda próba zaakceptowania tej informacji...
Odpowiedz
Mimo iż w jakimś stopniu nasza choroba czyni nas wyjątkowymi jesteśmy tylko lub aż ludźmi. Mamy swoje doły, strachy nie związane bezpośrednio z udarem, obawy, rozczarowania... Tu i teraz codziennie, czasem większe czasem zupełnie malutkie... Ale to też nie podważa naszej siły i wartości naszych walk...
Odpowiedz
"Kasia-Siłaczka-Lewaczka. Dobrze to brzmi" - nie, lewaczka nie brzmi dobrze 8) No ale moje zdanie co do nazwy znasz, co się będę produkował :D
Odpowiedz
no znam, znam;) podobno nie ma takiego, który by wszystkim dogodził ;)
Odpowiedz
Każdy ma w życiu lepsze i gorsze dni, Ty Kasiu jako osoba po udarze, masz swoje wzloty i upadki...To normalne, że radość przeplata się ze smutkiem, doskonale to rozumiem....jednak choć czasem brakuje Ci sił, to walcz o swoje i nie poddawaj się :)
Odpowiedz