to już rok blogowania - skąd ja biorę biorę tyle siły?
nie raz myślałam, że już wyczerpałam temat udaru. nie raz myślałam, że już nie ma o czym pisać. szykowałam się, do kończenia swojej lewaczkującej (bo nie lewackiej:P) przygody.
ale potem dostawałam wiadomość od kogoś, kto to czyta. i za każdą wiadomość, każdy komentarz , dziękuję. nawet mojej jedynej hejterce, dzięki niej poczułam się Prawdziwą Blogerką:P
Wczoraj napisała do mnie pani Iza, też udarowiec. I gdzieś tam zapytała o coś, nad czym sama się zastanawiam.
skąd ja biorę siłę?
to jest superważne, bo każdy z nas, nie tylko udarowców, musi skądś brać siłę do przezwyciężania kryzysów. Skąd ja biorę siłę? Nie wiem sama, taka jest prawda:) Często tej siły nie mam, co w połączeniu z moim pesymizmem daje paskudny miks.
Jednak trochę mi tego mózgu zostało i wiem, że od użalania się nad sobą i poddawania się nikt nie wyzdrowiał. Moją metodą jest odpuszczanie sobie. Jak się gorzej czuję, wyrko na mnie czeka :) następnego dnia, albo za dwa dni, złe samopoczucie przejdzie, energia wróci. Nie ma co się spinać. Odpuszczam sobie, nie wymagam od siebie więcej, niż to konieczne, nie oczekuję od siebie za dużo i za dużo od siebie nie wymagam. Ładnego stoickiego rysu nabrałam, wcześniej go nie znałam raczej. Jakoś to będzie. Los tak zadecydował. Nagle nie muszę się spieszyć i moim głównym obowiązkiem jest dbanie o siebie najlepiej jak umiem. Jak mi się znowu noga powinie w życiu, przynajmniej mam wymówkę, w końcu jestem udarowcem.
Tata mówi, że udar stał się moją wymówką, której używam za często. Mama mówi, żebym się wzięła do roboty. Cóż, myślałam o tym, oczywiście, że myślę o tym prawie cały czas. I odpuszczam sobie.
Nie wydaje mi się, żebym nadużywała tego wszystkiego i żebym się przesadnie leniła.
Czasem jest mi przykro, zwłaszcza jak się dobrze czuję. Ale potem się czuję gorzej, mniej pewnie stąpam, gorzej się orientuję, mdłości są jeszcze mocniejsze niż zwykle... I przypominam sobie, że powinnam sobie odpuścić. Tu chyba naprawdę leży klucz do mojej siły. Odpuścić sobie. Nie ma się czego wstydzić, i jest czego być dumnym. Ooo, to kolejna rzecz. Jestem naprawdę dumna z siebie. chyba pierwszy raz w życiu. Jestem dumna z każdej notatki na lewaczce i z każdego przebiegniętego metra. Z każdej strony, którą przeczytałam, jest z czego być dumnym, naprawdę ( : No i mam swoje pigułki szczęścia. Nie sprawiają, że jestem szczęśliwa, ale jestem w miarę stabilna i kroczek po kroczku drepcę w dobrym kierunku. To wszystko nie znaczy, że nie mam kryzysów. Mam ich masę. I mogę się nimi dzielić, ale nie lubię narzekać za bardzo, nic dobrego z tego nie wynika. Mogłabym z detalami opisać swoje doły, ale analizowanie ich a bardzo prowadzi u mnie do zafiksowania się na swoim nieszczęściu, co potęguje poczucie nieszczęścia i niesprawiedliwości.
A na co mi to?(;
PS przepraszam za chaos w tym tekście. Pisałam go cały dzień, jest prawie tak chaotyczny jak moja głowa dzisiaj.
PS 2 Pozdrawiam panią Izę:) i moich wszystkich przyjaciół, dzięki którym wiem, że nie warto odpuszczać:)
Dodaj komentarz!