Neurologia. Trudno mi opisać ten oddział z punktu widzenia osoby odwiedzającej.
Depresja i smutek. Wielu ludzi, którzy już nie będą zdrowi. Zaduch. Bo przecież wielu pacjentów rusza się w minimalnym stopniu, pampersy są zmieniane w błyskawicznym tempie, ale czasem, przy natłoku roboty, i to nie starcza. Karmienie pacjentów, namawianie do jedzenia innych. Na twarzach ludzi maluje się cierpienie lub zdezorientowanie. Założę się, że niewiele jest oddziałów, na których tak trudno porozumieć się z pacjentami.
Ja osobiście widziałam tylko jedno smutniejsze miejsce. Dziecięcą kardiologię. Czytaj dalej →
Dostałam list. Rozdzierający. I mimo że mam dobre doświadczenia szpitalno-rehabilitacyjne wiem, że tak bywa. Starość w chorobie jest podwójnie trudna. Tak dla chorych, jak dla jego rodzin. Sytuację komplikują nagłe zmiany, które biorą się z, właśnie czego? Najgorzej chyba myśleć, że coś bardzo złego się tam zadziało, że to był drugi wylew, niezdiagnozowany po prostu.
Tak jak pisałam. To wszystko jest rozdzierające. Oddaję głos czytelniczce.
(…) widzę jak w bardzo wielu miejscach panuje brak widzenia drugiego człowieka. Brak uważności. I to tam gdzie właśnie być powinna taka uważnośc – w służbie zdrowia.
Takiego chorego 80-latka najlepiej dla wielu lekarzy/pielęgniarek jest spacyfikować prochami żeby się nie ruszał zamiast walczyć żeby wrócił do zdrowia.Czytaj dalej →
Co mogę powiedzieć. Byłam przerażona. Kolejny epizod padaczkowy za mną. Epileptyk poudarowy ze mnie pełną gębą.
Złapało mnie w moim bezpiecznym łóżku, kiedy odpoczywałam po trudach ostatnich dni I marzyłam, żeby przeszła mi prawiemigrena. Nie pamiętam, czy złapało mnie w czasie snu, czy raczej jak leżałam jeszcze, ale pamiętam za dużo.
Byłam przerażona.
Pamiętam przerażonych rodziców i fakt, że no kurde nie oddychało mi się łatwo. Opanowanie tego siłą woli nie wyszło. Nawet nie wiem, czy jest to możliwe.
Mam jednak wrażenie, że nie próbowałam za bardzo. Że nie miałam siły nas walkę i odpuściłam. Nie jestem tego pewna, ale jeśli tak było, to przepraszam moich rodziców :) Czytaj dalej →
Pamiętam (jak przez mgłę, ale i tak) jak w pierwszym szpitalu zaczęła ze mną rozmawiać salowa. Zapytała, czy brałam lekartswa antykoncepcyjne. Kiedy jęknęłam że tak, odpowiedziała „no i już wszystko jasne. Już taką tu mieliśmy„. To nie było podłe lub nieprzyjemne. Po prostu na hasło „antykoncepcja i udar mózgu” wielu osobom świeci się czerwona lampka ostrzegawcza.
Bo nie ma co się czarować, ta Wiedza Powszechna jest podbudowana naukowo (i to nie tylko przez ulotki lekarstw).
Rozmawiałam o tym z moim nowym, poudarowym lekarzem ginekologiem, czyli nie tym, który mi zapisał tabletki antykoncepcyjne, i powiedział, że nie ma co się martwić, że doprowadziłam się tym do choroby. Że u zdrowych kobiet ryzyko jest podwyższone tak minimalnie że w ogóle się je pomija. I że moje palenie było zbyt małe, żeby znacznie zwiększyć ryzyko udaru przy antykoncepcji. Czytaj dalej →
I – choć w szpitalach ani razu nie widziałam takiej staranności o ułożenie pacjenta – na pewno warto się do tych wskazówek stosować w przypadku naszych chorych:)
Ja opowiem Wam, jak to jest leżeć w przytomności i półprzytomności bez wstawania, jak to jest, nie móc wytrzymać w żadnym ułożeniu i zrywać przez przypadek część monitorów, które pilnują, czy przypadkiem się nie umiera.
Pamiętajcie też proszę, że różnica pomiędzy nieprzytomnym a przytomnym jest ogromna.
Tak samo jak pomiędzy paraliżem, niedowładem i lekkim niedowładem, zatem moja opowieść, choć inspirowana podlinkowanym wcześniej artykułem, będzie opowieścią samoukładającej się Kasi. I to z kresów, w których powstanie z łózka było surowo wzbraniane;) Czytaj dalej →
Żadne inne z udogodnień nie przysporzyło niepełnosprawnym tyłu frustracji, jestem jakiś przekonana. Jeśli nie chodzisz, to schody (czasem bardzo skutecznie) odcinają od życia. Są barierą większą niż krawężniki i, mam wrażenie, są największym problemem niepełnosprawnych ruchowo. Mieszkanie na piętrze i brak windy to problem, dla wielu, nie do pokonania.
Pamietam, naukę chodzenia po schodach po pierwszym udarze.
Po pierwsze: trzeba było być wystarczająco stabilnym, żeby na nie wejść. Po drugie: nie było mowy, żeby wejść na nie bez asekuracji.
Nauka chodzenia po schodach nie jest czymś, co można zrobić samemu. I naprawdę warto prosić o asekurację. Dla własnego komfortu i bezpieczeństwa.
Jestem pół roku po drugim udarze mózgu i naprawdę świetnie wchodzę po schodach.
Gorzej ze schorzeniem. Boję się, kiedy nie mogę się podeprzeć. Dziwnie przenoszę lewą nogę. Tak, jakbym opozniała zrobienie kroku w dół. I krzywo tym wszystkim operuję… jeśli będzie możliwość, to poćwiczę ten krok w szpitalu, nie na moich krótkich zakręconych domowych schodach.
I chyba po prostu się boję. Blokada psychiczna, która nie blokuje, tylko pięknie ogranicza.
Tylko raz coś takiego widziałam. Radzę przygotować się na szok, bo ja to widziałam na własne oczy i dalej nie chce mi się wierzyć.
Poznałam panią po kilku tzw. mikroudarach, czyli TIA, która – uwaga – nabrała po nich więcej energii. Wręcz nią tryskała. Mówiła, chodziła, gdyby mogła, pewnie poszłaby na dyskotekę:)
To było takie super, choć z drugiej strony dla mnie, słabeusza który jest wiecznie zmęczony, trochę męczące. Ale co tam, cieszę się, że udary niekoniecznie muszą oznaczać wymęczenie.
A czego to dowodzi? Mianowicie tego, że – jak to mówią wszyscy wokół – każdy udar jest inny. Niestety. Ale dla niektórych na szczęście:)
nie jest wcale taka dziwna, bo z jej pomocą można odkryć, z jakiego rodzajem udaru mózgu mamy do czynienia. Niedokrwienny czy krwotoczny, oto jest pytanie. Niby łatwiejszy jest tomograf, ale punkcji używa się (używało?) w tym samym celu.
Punkcja pół roku po udarze…
Nie jest taką oczywistą oczywistością. Ale co tam, przeszłam to. Z tego co pamiętam, szukano u mnie stanów zapalnych. Żył? Gdyby były zapalone, byłby to jakiś trop. Chyba tak…
Ale ciekawsze od powodów jest to, jak procedura wyglada.
kładą cię na boku lub sadzają. każą się skulić i wbijają igłę w kręgosłup. potem wylatuje z niego produkowany w mózgu płyn mózgowo-rdzeniowy.
niestety nikt nie chciał pokazać mi wielkości strzykawki, bo za duża. nie zaspokoiłam więc swojej ciekawości. co ważne, wcale nie bolało tak bardzo! komfortowe to to nie było, ale bez przesady. ból krótki nie aż tak upierdliwy. Czytaj dalej →