Przez jakiś czas po udarze byłam jednym wielkim siniakiem. Zawsze, nie wiem czemu, jestem cała w siniakach i zadrapaniach, ale tym razem była to zasługa leków przeciwzakrzepowych, których nazwy, Xarelto, Clopidogel, Clexane, dawkowanie i pory przyjęcia recytowałam jak pacierz.
Lekarstwa przeciwzakrzepowe to superważna sprawa dla udarowców. ‚Rozpuszczają’ krew, tak żeby żaden skrzep nie zawędrował do mózgu. Taka profilaktyka ponowna. Więc udarowcy łykają je i przyjmują w zastrzyczkach. Zastrzyki oczywiście ostawiają swoje siniaki.
To wszystko wyglądało dziwacznie. Początkowo z fascynacją oglądałam tworzące się siniaki i ich zmiany kolorów. Tworzyły się od wszystkiego. Zastrzyków, dotyku, otarcia lekkiego. I nie było sposobu, żeby się ich pozbyć.
niezbyt piękny widok, prawda?;)
Na szczęście u mnie wykluczono zaburzenia krzepnięcia krwi (skomplikowanymi badaniami w instytucie hematologii), nie muszę więc już brać drogich i trudnodostępnych lekarstw. Mój dziadek, też po udarze, który ma od lat migotanie przedsionków, nie ma takiego szczęścia. Bierze cały czas swoje ‚rozrzedzacze’. I żyje, udar się nie powtórzył. I oby się nie powtórzył!