Z pamiętnika wiercipięty. Jak leżeć po udarze mózgu?;))
Trafiłam na przydatny (mam nadzieję) artykuł w sieci "Pozycje ułożeniowe po udarze mózgu" i nie będę przepisywać informacji z niego.
I - choć w szpitalach ani razu nie widziałam takiej staranności o ułożenie pacjenta - na pewno warto się do tych wskazówek stosować w przypadku naszych chorych:)
Ja opowiem Wam, jak to jest leżeć w przytomności i półprzytomności bez wstawania, jak to jest, nie móc wytrzymać w żadnym ułożeniu i zrywać przez przypadek część monitorów, które pilnują, czy przypadkiem się nie umiera.
Pamiętajcie też proszę, że różnica pomiędzy nieprzytomnym a przytomnym jest ogromna.
Tak samo jak pomiędzy paraliżem, niedowładem i lekkim niedowładem, zatem moja opowieść, choć inspirowana podlinkowanym wcześniej artykułem, będzie opowieścią samoukładającej się Kasi. I to z kresów, w których powstanie z łózka było surowo wzbraniane;)Jestem wiercipiętą, ok. Bez problemu ściągnę każde prześcieradło w ciągu nocy, nawet najstaranniej założone. Ale każdego rozbolałby tyłek od leżenia całymi godzinami. Nie tylko. Po dłuższym czasie nawet najlżejsza kołderka ciąży niczym ołów. A w stopach łatwo było mi samozdiagnozować zespół niespokojnych nóg. Koszmarna rzecz.
Komfort/dyskomfort leżenia zmieniał się w zależności od czasu spędzonego w łóżku, szczególnie tego, kiedy nie miałam zgody na samodzielne opuszczanie łóżka. No wiecie. U mnie (z tego co pamiętam), bo to wyglądało tak:
- Przy przymusowym łóżkowaniu WSZYSTKO boli. Moje "dupa mnie boli"*** powtarzane wszystkim najbliższym, nie było tylko bólem tyłka. Było bólem wszystkiego.
- temperatura NIGDY mi nie była odpowiednia. Przysięgam. Odkrywanie się i zakrywanie było procesem. Odkrywanie optymalnej temperatury NIGDY się nie kończy. Kołdra jest zbyt gruba lub zbyt cienka.
- W przymusowym leżeniu wyostrza się słuch. Słyszy się każdy szept, oddech, wszystkie maszyny oddziału intensywnej opieki. Przymusowe leżenie u mnie nie musi być przymusowym snem. Nie wiedziałam tego na początku. Kiedy lekarze pytali "czy potrzeba czegoś na sen" zawsze mówiłam, "nie dziękuję" (albo mmmblabla, co oznaczało "nie, dziękuję;)"). Potem nauczyłam się (na nowo!) zasady: JAK DAJĄ, TO BRAĆ!** Nie stałam się ćpunem i w domu, po powrocie, spałam tak samo, jak przed. Czyli tak samo źle (swoją drogą jest teraz 04:33 rano;)
- Jeśli jest się pod monitorami, łatwo je poodpinać przez przypadek. Bardzo. Mi się zdarzało co jakiś czas. Po jakimś czasie ktoś przybiega, zbeszta lub nie, i pozapina wszystkie kabelki. Jak się orientowałam, że coś jest zerwane wcześniej, czasem zastanawiało mnie, jak długo można leżeć bez niektórych parametrów życiowych, zanim ktoś sprawdzi, czy żyjesz. Oczywiście troszkę się nabijam, ale czasem wygląda to groteskowo. Na przykład: po zabiegu na serce widziałam, że coś tu jest nie tak! Bo kable z przenośnego monitora jakoś dziwnie wystawały mi spod pidżamki. Długo nikt nie przyszedł. Ja też nie informowałam, bo akurat w tym szpitalu nie uważałam pań pielęgniarek za bezgranicznie kochane;) pewnie głupio, bo to o moje bezpieczeństwo chodziło przecież, ale nikt nie powiedział, że nie mogę żyć na krawędzi;pppp
- W zależności od ilości siły, i tak próbowałam się ułożyć po swojemu i tak:) Czasem się udawało, czasem nie.
- Zasada jest taka, żeby układać chorego tak, żeby musiał sięgać po rzeczy chorą ręką. Da się, pewnie. Ale jeśli pilnować go na okrągło. Z tego co sobie przypominam, omijanie tej zasady nie było zbyt skomplikowane. Bez większych kombinacji. Upierdliwość po prostu, ale, szczególnie po pierwszym udarze, kiedy zasadniczo nie rozumiałam, tego co się dzieje, kreatywność bywała wielka. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć wręcz, że zaskakująco wielka:)
- Nie wstajesz=masz problem z toaletą. W sensie: Zamiast klozetu dany Ci jest cewnik, pampers lub basen. Pomyśl o każdym z tych słów (o basenie w kontekście sali szpitalnej;)). Jest smuniej? A jakoś bardziej niekomfortowo? Stawiam, że tak. A teraz wyobraź sobie, że jesteś pod cewnikiem i w pampersie przez dwa tygodnie... dobra, stop! Nie ma co się torturować. Ale w sumie, co kto lubi;)
Jak na pewno widzicie, przymusowe leżenie to nie wczasy i nawet Świnia nie pomaga jakoś zasadniczo w jego przetrwaniu.
ja nie podpowiem, jak ułożyć swojego udarowca, bo nie wiem, ale mam nadzieję że większości moich czytelników życie minie bez konieczności przyswojenia zasad...
* * bałam się, że za bardzo się przyzwyczaję do zasypiania na proszkach i potem będę miała problemy w domu. Nic z tych rzeczy.
Dodaj komentarz!