Moje problemy z gotowaniem
Jestem samodzielna. Nie w 100%, ale tak w 85%. Potrzebuję pomocy w niewielu rzeczach. Ale sama siebie zadziwiam czasem.
Rzadko gotuję obiady. Jak wstaję rano, to akurat miedzy 13 a 14 wypada czas mojej drzemki regeneracyjnej. No i oczywiście bez niej bardzo rzadko daję radę przetrwać dzień.
Chyba dlatego zazwyczaj zawodzę swoją mamusię i nie przygotowuję obiadku, kiedy wraca zmęczona z pracy.
Ale jest też inna zależność. Nawet kiedy czuję się świetnie, ale muszę coś ugotować na obiad, zaczynam się źle czuć w trakcie pracy. Zastanawiałam się nad tym, co tak pochłania energię. W sumie niemożliwe, żeby było to samo stanie: chodzę na kilkukilmetrowe spacery, stoję w Jadłodzielni po dwie, czasem trzy godziny i jakoś mnie to nie wykańcza tak do końca. Jestem zmęczona, ale normalnie. Po powrocie do domu autobusem jest gorzej;) Ale ja nie o tym.
Wydaje mi się, że problem jest w czymś innym. W kuchni się krząta. A krzątanie oznacza dreptanie z miejsca na miejsce, odwracanie siebie i głowy, ciągłą uwagę. Czy już odparowało, czy nie. Czy się nie przypala, kiedy dodać, kiedy dosolić, ile, tu sos się zagęszcza, a makaron jeszcze nie jest gotów... Jedną ręką mieszam ryż, drugą mielone... Krojenie cukinii, a potem gwałtowny odwrót, żeby wrzucić ją na patelnię.
Wiem, że to brzmi dość prozaicznie, to krzątanie, ale mi często przypomina turlanie się w szpitalu.
Od razu energia spada do zera. A że energii o 14 czy 15 nie mam zbyt dużo, to odpuszczam zazwyczaj gotowanie obiadu. I jem, kiedy mamusia mnie budzi. Bo pilnujemy mniej więcej pór obiadów ze względu na dietę.
Wiem, że wyglądam na cwaniarę:) I też trochę się zachowuję jak cwaniak. Bo pewnie mogłabym w większości przypadków spiąć dupkę i ugotować rodzico obiad, żeby mieli po powrocie do domu.
Wybieram, często dobrowolnie, lenistwo. Albo robienie innych rzeczy. Bo wiem, jak kończy się często gotowanie. Natychmiastowm spadkiem formy i dużo gorszym samopoczuciem.
Tak o gotowaniu;)
Ale jestem pewna, że jakby jakiś ważny gość mnie odwiedzał, to na adrenalince mogłabym coś ugotować. Jestem dziwadłem. Bo najważniejsi dla mnie są przecież rodzice i braciszek. No nic.
Sorki rodzinko. Pocieszcie się, że kotleciki w pomidorach bez pomidorów (mój ostatni wyczyn;p) wcale nie są takie dobre ( ;
PS
bezustannie zapraszam do swojego sklepiku https://petswear.club:) i do polubień fanpejdża!:)
Dodaj komentarz!